wtorek, 6 sierpnia 2013

Pod słońcem To...runia

Zachciało się Matce odpocząć w towarzystwie innej matki. Umówiła się z Kuzynką, że spędzą dzień ze swoimi dzieciakami na RODOS. Dla niewtajemniczonych: Rodzinne Ogródki Działkowe Ogrodzone Siatką. Miało być sielsko-anielsko i w ogóle wypas. Ogródkiem działkowym dysponuje Kuzynka. Matce pozostało dojechać na miejsce pociągiem. Nic trudnego, nie raz już tę trasę z Pierworodnym pokonywała. Wszystko już obcykane i sprawdzone. W związku z tym, że z wiekiem Syn ma coraz większe problemy ze spaniem w pociągu, a podróż wypada w porze jego drzemki, zwykle wychodzili z domu 2 godziny wcześniej by mógł wyspać się na spacerze i w dobrym humorze dojechać na miejsce.
Siedzą więc sobie rano w piżamach przy śniadaniu. Spokojnie. Dochodzi wpół do 9. Czasu jeszcze sporo. Zdążą. Tylko o której ten pociąg? O 12:00 czy 12:30? Trzeba sprawdzić. Zagląda Matka do smartfona. Na spokojnie, bo czasu przecież tyle... O, zmiana rozkładu? Ożeż, fuck! Co to za zmiany, do cholery? Wszystkie pociągi z minimum 2. przesiadkami. W dodatku jedyne sensowne połączenie o 9:17. Za 45 minut? Noł wej! Nie da rady. A tak się Matka cieszyła na ten wyjazd...
Poużalała się tak nad sobą 5 minut. Po czym stwierdziła: "A co tam, trzeba spróbować. A nuż się uda, całe 40 minut jeszcze mamy".
Jak wiadomo Matka ma wprawę w pakowaniu się na ostatnią chwilę, ekspresowym oporządzaniu siebie i Syna i pędzeniu jak na złamanie karku na przeróżne środki transportu, pchając przed sobą obładowany pakunkami wózek z dzieckiem. Doszła już do takiego mistrzostwa, że tym razem na stacji była 9 minut przed czasem. W ciągu tych 9 minut Pierworodny stwierdził, że on to jednak chromoli i w wózku siedzieć nie zamierza. Pociąg podjechał. Pierworodny na rękach u Matki. Z wózkiem ktoś pomógł. Całą drogę Syn uwieszony Matki. Przesiadka z powodu remontu torów. Autobus. Pierworodny na rękach. Z wózkiem ktoś pomógł. Przesiadka znów do pociągu. Pierworodny na rękach itd.
Dojechali. Upał. 27ºC? W wyniku porannego pośpiechu oboje ubrani nieadekwatnie do pogody. Matka złapała te ciuchy, które akurat trzeba było zdjąć z suszarki - wszystko jasne lub białe - taa, w sam raz na podróż i dzień na działce. No ale przecież będzie sielsko-anielsko i w ogóle. Ulga - Pierworodny usiadł w wózku. Zostało jeszcze 15 minut spaceru i będzie wypas. 28ºC. Po drodze zero cienia. 200 metrów posiedział w tym wózku. Na ręce! O nie, mój drogi. Idziesz sam! Histeria i rzucanie się na chodnik. Do wózka? Histeria i rzucanie się na chodnik. Upał. Pierworodny na ręce do Matki. 50 metrów. Idziesz sam! Dobra. 8 metrów. Na rączki! O nie, mój drogi! Histeria i rzucanie się na chodnik. 29ºC No to do wózka! Histeria itd. Na ręce do Matki. 40 metrów. Upał. Idziesz sam! Ja nie daję już rady. Dajesz, dajesz. Zasuwamy Mama! Idziesz sam! 2 metry. Na ręce do Matki. 30ºC. Do wózka! Histeria itd. Na ręce. 30 metrów. Przerwa na rzucanie się na chodniku. 20 metrów, przerwa. 31ºC. 
Dotarli wreszcie na miejsce. W parszywych nastrojach, ale Matka pełna nadziei, że w cieniu altanki, w obecności łona natury, piaskownicy i miesiąc starszej Kuzynki Pierworodnego będzie mogła w końcu odsapnąć.
Pierwsze 3 godziny minęły na rozdzielaniu dzieci, rozsądzaniu sporów o zabawki, pilnowaniu by Pierworodny nie połknął niczego zakazanego, próbach uśpienia chociaż jednego z maluchów... A łona natury Matka jednak nie lubi. Zaraz ją coś pogryzło. A Pierworodnemu musiała mrówki wyciągać z pieluchy.
Po 3 godzinach obie matki doszły do wniosku, że chromolą piękną pogodę i całe te okoliczności przyrody i zamknęły się z dzieciakami w pokoju w altanie. Zasapane zaległy gdzie się dało. Dzieci zajęły dywan, na którym ochoczo wzajemnie karmiły się suchym chlebem. Nagle nastała zgoda. Po paru minutach ciszy, łapaniu oddechu i rozbieganych myśli matki wreszcie się do siebie odezwały:
- To co tam słychać?
Pierwsze słowa inne niż: "uważaj na nich", "wypluj to", "nie bij", "chodź, zmienimy pampka", "już dobrze, nie płacz", "wracaj tu", "wyjdź stamtąd", "nie idź tam", "nie grzeb przy tym grillu"...
Dzieciaki przez cały dzień nie zmrużyły oka. Był jeszcze przeraźliwy płacz Pierworodnego z powodu włączenia zraszacza, dobre pół godziny przekonywania go do wejścia do baseniku z wodą, nabicie siniaka na czole o nóżkę grilla. Kuzynka Pierworodnego zasnęła wieczorem w wannie. W tym czasie Matka z Synem wracali do domu z Ojcem Pierworodnego, który przyjechał po nich samochodem. Syn też w połowie drogi zasnął. Jednak wcześniej urządził Rodzicom taką jatkę... mało płuc nie wypluł. Pomogło dopiero puszczenie w ruch smartfona. Cezik rządzi. "Ona tańczy dla mnie" wciąż działa cuda.

No to sobie Matka tego dnia odpoczęłaaa. 

A wszystko wydarzyło się ponad 2 tygodnie temu. Tyle, że nim Matka zabrała się za opowiadanie musiała najpierw pozbierać się psychicznie. I odpocząć.

5 komentarzy:

  1. Dobrze Matka, że się już zabrałaś:) No łatwo nie było! Dzielna! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. No to się rozerwałaś na Rodos :/

    OdpowiedzUsuń
  3. O rety, to u Was też Czas Wielkiego Buntu pełną gębą. Siostro w cierpieniu, trzym się dzielnie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Tja. U mnie też się bunt zaczął. I teksańska masakra w samochodzie. I też już mam koło ratunkowe w postaci piosenki. U młodej królują "Trójkąty kwadraty" Podsiadły. Aż płytę kupiłam, bo w trasie nie zawsze jest net ;)

    OdpowiedzUsuń