środa, 25 września 2013

Sens istnienia a zmęczenie materiału

Na weselu przygotowany był specjalny kącik dla dzieci. W związku z tym, że wszystkie obecne maluchy były wyjątkowo grzeczne i spokojne i wszystkie, bez wyjątku, siedziały posłusznie przy stole, względnie tańczyły na parkiecie trzymając za rączkę mamę, tatę, babcię czy kogoś z najbliższej rodziny, Pierworodny kącik miał cały dla siebie. I kiedy akurat nie biegał wokół stołu ciągnącego się pod ścianami całego pomieszczenia, nie leżał sobie na parkiecie wśród roztańczonych gości, nie gibał się w rytm "Białego misia", nie próbował na czworakach przemierzyć całej restauracji albo na przykład w niewiadomych celach nie przeciągał krzesła przez sam środek sali, to bawił się w owym kąciku z zabawkami. W pewnym momencie, gdy Matka właśnie pilnowała, by Syn nie wydłubał sobie oka kredkami, dołączył do niej Ojciec Pierworodnego.
- Spokojnie możesz sobie usiąść i odsapnąć. Ja się nim zajmę. Zjedz coś może... - dobrodusznie zaproponowała przybyłemu mężowi.
- Wolę być tutaj z wami. Bez naszego syna moje istnienie traci sens - górnolotnie pojechał Ojciec i chyba czekał na wzruszenie Matki.
Chwila konsternacji.
- Aha. No dobra, to ja usiądę.
- No wiesz...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz