Wieczorem, tuż przed kąpielą, Pierworodny sfajdał się w pieluchę. Na tyle się postarał, że trzeba było wietrzyć mieszkanie. Jako że Ojca od kilku dni męczy grypa, Matka postanowiła się nad nim nie znęcać i okazać swoją wielkoduszność, nie zmuszając go do zajęcia się tą niecierpiącą zwłoki sprawą. Choć, po prawdzie, to już nie pamięta kiedy ostatnio ją ktoś w tym wyręczył.
I tak... Matka zajęta myciem dziecięcego tyłka nie pierwszej świeżości, Syn zajęty książeczką i pokazywaniem w niej kotka... Ojciec stanął w drzwiach pokoju, w którym powietrze jeszcze nie zdążyło ochłonąć, omiótł spojrzeniem sytuację i rzekł jakby w przestrzeń:
- Taaa, dzieci to kupa szczęścia.
- Z przewagą kupy - dodała od siebie Matka, jednocześnie pozbywając się małej bomby biologicznej.
O, znam dobrze tę kupę szczęścia:)
OdpowiedzUsuńteż musimy wietrzyć jak pojawia się kupa szczęścia
OdpowiedzUsuńo raju... a ja myślałam że tylko nas ten zaszczyt kopnął... ;)
OdpowiedzUsuńWidzę, że same szczęściary tu trafiają ;-)
OdpowiedzUsuń