poniedziałek, 23 września 2013

Ach, co to był za ślub!

Było weselicho. Pojechali całą rodziną: Matka, Ojciec Pierworodnego i Syn Pierworodny we własnej osobie. Były oczywiście obawy o to, jak dziecko zniesie 4-godzinną podróż, jak zniesie nocleg w obcym miejscu, bo zawsze ma z tym problem, jak przeżyje mszę w kościele i, rzecz jasna, samo wesele z tłumem obcych ludzi. Odkąd Pierworodny jest na świecie rodzina zaczęła żenić się na potęgę, ale to pierwsze takie wydarzenie, w którym Syn miał uczestniczyć w pełni. Plan był taki, by pojechać dzień wcześniej i nie być zmęczonym długą drogą w dniu imprezy.
Z tego powodu Matka Ojca zaczęła wymyślać własne scenariusze i wydzwaniać z pytaniem, czy to aby na pewno dobry pomysł, bo przecież jechanie dzień wcześniej będzie dla Pierworodnego zbyt dużym obciążeniem.
Hyyy? I co tu odpowiedzieć na tak dziwną teorię?
W końcu i tak wyszło na jej. Od rana wszystko szło jak po grudzie, czas uciekał, a gdy walizki były spakowane i wszystkie graty przygotowane do drogi, Ojciec stwierdził, że chociaż kontrolki są w porządku to jednak zbyt mocno niepokoi go dziwny dźwięk w tylnych kołach samochodu (którego Matka oczywiście nie słyszała ani trochę) i dzwoni do mechanika. Skończyło się szybką wymianą klocków hamulcowych, które jak się okazało do niczego już się nie nadawały. Jednak godzina zrobiła się taka, że nie było sensu jechać.

W ramach skróconej relacji kilka faktów z wyjazdu.
- Podróż, i to w obie strony, wbrew wszelkim przewidywaniom, najgorzej zniosła Matka. Nie ma pojęcia czy może to mieć ze sobą związek, ale po urodzeniu dziecka, stopniowo ujawnia się i rozwija u niej przyczajona od dzieciństwa choroba lokomocyjna.
- Tylko jedna wpadka w związku z pakowaniem. W domu zostały buty Ojca. Jak się okazuje Nike pasuje do wszystkiego, nawet do garnituru. Zauważyła tylko panna młoda. I znając awersję Ojca Pierworodnego do portali społecznościowych od razu zapowiedziała, że za karę wstawi ich wspólne zdjęcie na fejsa (tzn. jej, Ojca i "najek").
- Z kościoła Matka wyprowadziła Syna po 10 minutach, kiedy to organizowana przez niego naprędce impreza zaczynała się niebezpiecznie wymykać spod kontroli. Szok. Rekord czasowy pobity. Po dotychczasowych doświadczeniach podziewano się max. 6 minut.
- W trakcie mszy sobie spacerowali i uradowani zauważyli ekstra fajny plac zabaw. Niestety zamknięty na klucz. Dzieci bawiące się w środku, a było ich około 10, wszystkie razem i każde z osobna, szczerze i długo przekonywały Matkę, by mimo szpilek, obcisłej sukienki i wózka, tak jak one przeskoczyła przez płot. Mimo to odpuściła.
- Matka i Ojciec nie mają pojęcia ile dzieci było na ślubie i weselu, bo wszystkie grzecznie siedziały razem z rodzicami. Za to wszyscy goście wiedzą, że na weselu był Pierworodny.
- Obiad. Pierworodny zjadł wszystkie ziemniaki z talerza Matki i wszystkie z talerza Ojca. Zważywszy na to, że każdemu podano kotlet de volaille, którego z powodu alergii Syna trzeba było oddać Ojcu, Matce na talerzu został tylko liść sałaty.
- Odświętne ubranie Pierworodnego zupełnie zmieniło kolor. Po wielokroć wytarzał się w nim po wszystkich możliwych powierzchniach płaskich.
- Syn odkrył w sobie nowe talenty taneczne. Szczególnie ceni styl breakdance. Właściwie nie opuszczał parkietu. Od tej pory tańczy zawsze, gdy włączy mu się jakąś muzykę. Zdecydowanie ceni też tradycyjną pieśń okolicznościową pt.: "Sto lat".
- Matka z Ojcem już od tak dawna nie zaliczają się do imprezowego towarzystwa, że nie mieli pojęcia, że do przeboju, który od miesięcy regularnie odsłuchiwany jest w ich domu, czyli do "Ona tańczy dla mnie", istnieje specjalny układ taneczny. Gdy w środku zabawy na parkiecie zostali zaskoczeni tą piosenką i zobaczyli jak wszyscy wokół nich z wyraźną wprawą, równo (jak za dawnych czasów np. przy "Macarenie") i wręcz z powagą sytuacji pokazują jak ona to wie i jak on ją chowa w sercu na dnie, najpierw stanęli jak wryci a następnie popłakali się ze śmiechu.
- To niewiarygodne, ale po weselu wyspali się lepiej niż w domu. Zwykle Matka kładzie się spać o 1 albo 2 a wstaje razem z Synem ok. 7:30. Ojciec chodzi spać wcześniej, ale też dużo wcześniej wstaje. Tym razem, musząc czuwać przy łóżeczku Syna, Matka zasnęła przed północą. A rano Syn dał wszystkim czas aż do 8:45.
- Rano, po weselu, wybrali się na kawę do cukierni. Pierworodny wciąż biegał, jak to on. Pani za ladą zafascynowana tym widokiem nie wytrzymała i zapytała w końcu: "On zawsze ma tyle energii? W domu też?". No cóż.
A rozbijanie się po kawiarniach skończyło się tym, że rozbrykany Syn przewrócił się spadając twarzą na swój kubek niekapek. Limo jak ta lala.

Podsumowując, Syn Pierworodny okazał się doskonałym towarzystwem do imprezowania. I teraz pozostaje tylko czekać na kolejne zaproszenia.

1 komentarz:

  1. Tak! Potwierdzam! Dopiero teraz nie chce mi się AŻ TAK wymiotować na huśtawce czy trampolinie. A przedtem bylo ze mną OK

    OdpowiedzUsuń