piątek, 21 czerwca 2013

Kiepski moment

Są takie dni kiedy wszystko idzie całkiem nieźle, wręcz nadzwyczaj dobrze. Dziecko śpi przez 3-4 godziny. Mieszkanie w miarę ogarnięte, obiad przygotowany - i to nawet z dwóch dań, podłogi czyste i odkurzone. Kot leniwie drzemie. Za oknem piękna pogoda. Matka zadowolona.
A potem dziecko się budzi. Humor średni, ale bez dramatu. Na początek na podłodze lądują porozrzucane zabawki. Pralka skończyła program, trzeba więc porozwieszać pranie. Przy 14-miesięcznym dziecku Matka pranie wiesza na raty i przez pół dnia, bo co powiesi to dziecko chce zdjąć, w międzyczasie wyrzuca jeszcze jej  wszystko z miski a klamerki latają po całym mieszkaniu, ze szczególnym uwzględnieniem lądowania ich pod kanapą. W połowie trzeba pranie zostawić by podać dziecku obiad. Ten z dwóch dań. Dwa dania to dwukrotne ubrudzenie się. Ale co tam, najważniejsze że smakuje i buzia się cieszy, gdy można jeść samemu. Ale pod koniec posiłku dziecku coś się przypomina: "Hola, hola! A co ja taki zadowolony? Przecież ja ZĄBKUJĘ! Ani myślę dalej jeść! Za to zobaczę jak daleko poleci miska...".
Daleko. Jeszcze pół godziny wcześniej ogarnięta podłoga upstrzona jest teraz ziemniakami z sosem. Brudny śliniak leży smętnie porzucony na krześle. Talerze jeszcze nieuprzątnięte zostały na stole. A krzesełko do karmienia, też jeszcze nieumyte, stoi na środku pokoju.
Dziecko zaryczane, bo przecież ząbki a Matka każe umyć się po obiedzie. Idąc do łazienki potykają się o to pranie, które wciąż czeka na powieszenie. Podczas mycia zachlapana zostaje cała łazienka. Dziecko biega po domu siejąc chaos i zniszczenie a Matka nie wie już w co ręce włożyć - miota się po mieszkaniu, tu coś zacznie, tam już biegnie uspokajać dziecko.
Dzwoni telefon. Ojciec Pierworodnego. Matka nie przyznaje się co u niej słychać. Zresztą słyszy przecież jak Syn się drze, a jeszcze w międzyczasie wdrapuje się Matce na kolana. Dzwonek do drzwi.
- Kochanie, oddzwonię do Ciebie za chwilę. Ktoś przyszedł.
Pani z administracji przyszła spisać stan wodomierzy. Fuck! Matka z dzieckiem uwieszonym u boku przewraca oczami i daje do zrozumienia, że nie najlepszy to czas. Ale co robić? Wpuszcza panią. Odwraca się i widzi swoje mieszkanie jakby oczami obcej osoby. Rozstawiona suszarka z praniem częściowo powieszonym a częściowo porozrzucanym przez Pierworodnego po podłodze, wszędzie klamerki, na środku oblepione ziemniakami krzesełko do karmienia, na stole brudne talerze. W sypialni porządek, ale przecież nikt tego nie wie, bo na próg drzwi Pierworodny przytaszczył przewijak, który stał oparty o ścianę. Idąc do łazienki trzeba ominąć, prócz miski z praniem, zabawkowy telefon. Uważając na zabawkę pani wdeptuje w kromkę chrupkiego pieczywa, która nie wiadomo kiedy się tam znalazła.
Matka wciąż z uwieszonym u boku dzieckiem, które na chwilę przestało drzeć japę, bo zaciekawiło się nową osobą, patrzy przepraszająco i próbuje się tłumaczyć.
- Spokojnie, proszę pani. Ja też jestem matką - z łagodnym uśmiechem odpowiada pani i dyskretnie stara się nie rozglądać po mieszkaniu.
Od razu kieruje się do łazienki. Matka za nią, myśląc po drodze: "Gorzej już chyba nie będzie".
A jednak. Toaleta otwarta i nie spłukana. Matka robi się cała czerwona i ze wstydu zaciska zęby. Przypomina sobie, że jakieś 15 minut temu próbowała szybko zrobić siusiu. Ledwo przycupnęła a już usłyszała dźwięk zamykającej się za Synem bramki zabezpieczającej wejście do kuchni a zaraz potem majstrowanie w szufladach. Trzeba było szybko biec. Zastała Syna z jakimiś niegroźnymi szczypcami do grilla. Odetchnęła z ulgą, że to jednak nie nóż. Ale o toalecie już zapomniała. Pani spisała licznik udając, że niczego nie widzi. Właściwie był to tylko kawałek białego papieru toaletowego pływający w muszli, ale Matce i tak zrobiło się maksymalnie głupio. Gdy pani wychodziła znów starała się jakoś wytłumaczyć.
- Gdyby pani przyszła godzinę wcześniej...
- Ja wiem - przerwała jej kobieta.
- ... wtedy wszystko wyglądało inaczej.
- Proszę się nie stresować. Ja naprawdę rozumiem. Jestem matką.

5 komentarzy: