Jakoś tak każdy kolejny post z poprzedniego ostatnio wynika. Podczas wywlekania swoich żalów do naturalnego karmienia po raz drugi, padło stwierdzenie, że całe to karmienie to upierdliwa sprawa. Poszła za tym jakaś refleksja i dziś Matka pójdzie dalej.
Całe to rodzicielstwo to jakaś upierdliwa sprawa.
Wygląda na to, że chyba każdy z nas, każdy kto ma jakieś rodzicielskie instynkty, ma też skłonności do tego by czasem być sponiewieranym i przetyranym, by dać się zastraszyć (Jak nie zrobisz tego czego chcę, i to natychmiast, to nigdy nie pójdę spać! I będę tak ryczał już zawsze! Pytasz czego chcę? Nie wiem, zgaduj! Buuaaa-ch-cha-cha!), by porobić z siebie idiotę (Potrzebne przykłady? Naprawdę? Przypomnijcie sobie czego to nie robiliście by dzieciak zjadł marchewkową papkę. Jak przekonywaliście go do siadania na nocnik? Jak się z nim bawiliście - taa? wszystkie wasze zabawy są takie edukacyjne i ogólnorozwojowe? A co smarkaczowi obiecywaliście o 3 nad ranem w zamian za to by poszedł dalej spać?), by dać się ubezwłasnowolnić (Ani się waż wychodzić samej do łazienki, masz teraz nosić, tulić i głaskać po główce! Co, kawka z koleżanką na mieście? Beze mnie? To jakiś żart? Nieśmieszny. Zostajesz ze mną w domu!).
Każdy z nas na dłużej lub krócej godzi się na to by wyglądać jak menel (bądź hipster, bo to ostatnio na jedno wychodzi) - w powyciąganych ciuchach, tu plama z buraczków, tam z marchewki i jeszcze dziura na kolanie od tarzania się po podłodze. Włosy? Wstyd nawet fryzjerowi pokazać. Makijaż? Cha, cha, cha, dobre sobie (Matka Wyluzuj! na ten przykład boi się używać tuszu do rzęs. Poważnie. I nie żeby taką traumę od zawsze miała. Od roku gdzieś dopiero. I nie żeby lęk budziła w niej szczoteczka podkręcająca rzęsy, nie żeby bała się, że grudki się zrobią czy coś. Po prostu, nawet jak już się uda zrobić jakiś szybki makijaż kiedy Pierworodny śpi, to gdy tylko zabiera się za mascarę, dziecko budzi się z krzykiem. A jeśli za makijaż wzięła się dlatego, że Syn tak grzecznie bawi się klockami na podłodze to na bank, gdy zbliży szczoteczkę z tuszem do oka, Pierworodny cichaczem podbiegnie do niej od tyłu by z impetem wtulić się w jej nogę albo zacznie się przepychać by dosięgnąć do jakiejś zabawki, którą na umywalce zostawił - nieważne, grunt że zawsze kończy się tak samo - Matka klnie, bo znów ma tusz w oku, oko łzawi, wszystko rozpływa się i rozmazuje po twarzy, wygląda tak, że lepiej w ogóle było nie zaczynać tego upiększania, no i odechciewa się całego make-up'u).
Każdy z nas nie wiedzieć czemu w pewnym momencie życia decyduje się poddać swoistemu rodzajowi mobbingu.
Ktoś decyduje za nas o której godzinie wstaniemy i, choćbyśmy chcieli, to budzik nie ma tu nic do gadania.
Mimo że przez wiele miesięcy wielu z nas nie ma szans na powrót do normalnej pracy to my, matki, na własnej piersi (bądź też przy użyciu butli) hodujemy sobie szefa-tyrana. Przy którym chodzimy jak w zegarku, bo przecież potrzebuje stałego rytmu dnia. Bossa, który nie znosi sprzeciwu, któremu należy usługiwać od rana do wieczora. I od wieczora do rana zresztą też.
Bez urlopów i L4.
A za premię ma nam posłużyć bezzębny uśmiech.
Za wysługę lat laurka z błędem ortograficznym w słowie Kocham.
I co?
I wystarcza nam.
Bierzemy w ciemno.
O nie, laurki z błędami będę zwracać do poprawy - jak Amy Chua. ;)
OdpowiedzUsuńDżizas! No tak, matka - polonistka ;-)
UsuńTylko broń Cię Panie Boże i czerwonym długopisem nie zakreślaj.
Przecież te z błędami po latach będą miały w sobie najwięcej uroku i największą wartość sentymentalną. Oj weeeź, kiedy indziej nauczysz dziewczyny ortografii.
A nie, nie. Nie o pisownię mi się rozchodzi, tylko o to, że skoro to jest laurka, to dziecię winno się postarać, a nie machnąć byle jakie bohomazy z byle jakim napisem. W tej kwestii jestem typowo chińską matką ;) Za cały trud, rok po roku ofiarowywany dzieciom, należy nam się porządna laurka. A pisownię zawsze można skonsultować z tatą :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSkoro już mowa o L4, to nadal nie mogę wypisywać!:)
OdpowiedzUsuńAle chociaż pieczątkę masz ;-)
UsuńZajebiste...chyba czytasz w moich myślach...już wiem czemu chętnie wracam do pracy. Moja córa jest ostatnio większa manipulatką i terrorystką od mojego szefa...Jemu mogę chociaż wygarnąć, a jej co powiem? hehe
OdpowiedzUsuńHa! Nawet nie licz, że Cię zwolni z obowiązków, które masz zapisane w umowie. Nie czytałaś umowy? Była drobnym druczkiem na końcu instrukcji obsługi testu ciążowego ;-) I lepiej nie podpadaj, bo Ci jeszcze nadgodziny dowali ;-)
UsuńMój dwulatek przynajmniej chodzi od roku do wczesnego przedszkola, to moge sobie oddychnąć, no chyba bym zwariowała inaczej :-) ale samą prawdę piszesz.
OdpowiedzUsuńW Polsce istnieją takie zmyślne przybytki ( i ja o tym nic nie wiem?) czy to może zagraniczne odruchy litości wobec rodziców?
Usuń