Uff, zdążyła.
Matka jakoś się zagapiła i zapomniała donieść, że przecież Syn Pierworodny ma 18 miesięcy. Jeszcze tylko dziś, bo zaraz stuknie 19.
Półtora roku!!! Czaicie?
Bo Matka nie wie kiedy to zleciało, przecież dopiero co, no chyba z 2 miesiące temu, te torty urodzinowe piekła.
Jakoś Matka nie ma głowy do liczenia tych miesięcy, wciąż coś myli, miesza, kręci. Zdarza jej się zawyżyć lub zaniżyć wiek Pierworodnego, gdy ktoś z ciekawości pyta ją na placu zabaw czy w sklepie. Już w ciąży miała problem z liczeniem tygodni. W komórce zapisywała, bo co chwila ktoś pytał a nie umiała odpowiedzieć i jakoś tak głupio przed położną jej było.
Do rzeczy.
"1 i 1/2" to druga część cyklu. Pół roku temu powstała pierwsza #1.
Przez ten czas upodobania i ulubione zabawy Pierworodnego jakoś znacznie się nie zmieniły.
Ukochaną kreskówką jest teraz "Ciekawski George". W domu zapanował już nawet zwyczaj wspólnego oglądania 3. odcinków do kolacji. Och, dzięki Ci, miłościwy YouTubie!
George'a oglądają wszyscy z przyjemnością, a Matka i Ojciec dodatkowo cieszą się, że nie są katowani jakąś dzidziusiową papką pełną zdrobnień, piskliwych głosików, słodkich kucyków, miśków, "Sprytusiów", chmurek, słoneczek, kwiatuszków, mdłych postaci, bądź odwrotnie, zbyt krzykliwej fabuły, brzydkiej animacji i nic nie znaczącej treści. George jest spoko. W gratisie ma jeszcze istotny walor pseudo-wychowawczy. Otóż, dla jednego 10-minutowego odcinka Pierworodny jest w stanie poświęcić wiele, nawet doskonalenie się w zachowaniach typowych dla buntu dwulatka. Chwała George'owi za okazjonalne ratowanie psychiki Matki w sytuacjach, gdy wiadomo, że już, już, zaraz będzie sieczka.
Wśród szerokich zainteresowań Pierworodnego szczególne miejsce zajmują psy. I koty w sumie też. Wszelkie. Spotkane na ulicy, w parku, w czyimś domu, widziane w filmach, reklamach, kreskówkach, książeczkach, czasopismach, ulotkach, na opakowaniach karmy dla zwierząt, żwirku i papieru toaletowego. Pieski pluszowe, plastikowe, a nawet pieski-kiwki w samochodach. Syn wyspecjalizował się już w wyszukiwaniu czworonogów w gazetkach reklamowych. Gdy tylko widzi gazetkę, dajmy na to na przykład Reala czy Carrefoura, zaraz zaczyna ją przeglądać w poszukiwaniu zwierząt. I zawsze znajdzie. A to promocję psiego żarcia, a to jakiegoś Whiskasa, papier Velvet czy przytulanki w dziale z zabawkami.
Słowa ko-koj, koje i kote (wszystkie w Słowniku Języka Pierworodnego oznaczające psy i koty) Matka słyszy kilkaset razy dziennie. Kotu domowemu, aktualnie nie wolno nawet wychodzić do drugiego pokoju. Grozi to poważną histerią, rozpaczą i nieutuloną tęsknotą.
Z zabaw królują przewalanki z rodzicami na łóżku, "czytanie" książeczek i czasopism, kładzenie spać dwóch ulubionych pluszaków: świnki-grzechotki, która w okresie niemowlęctwa w ogóle nie cieszyła się powodzeniem, a teraz odkrywana jest na nowo, i pieska, którego dostał kilka dni temu i zgodnie z przewidywaniami pokochał od pierwszego wejrzenia.
Póki pogoda dopisywała pełnię szczęścia dawała piaskownica lub spacer na rowerku.
Spacerowym hobby jest zbieranie liści, kamyków, kasztanów i, niestety, papierosowych petów (choć już coraz rzadziej).
Zaś hobby pospacerowe to rozpakowywanie zakupów. Matka zostawia wózek w przedpokoju a Syn po kolei wyjmuje każdy produkt z koszyka pod wózkiem i wędruje z nim przez pokój, by położyć go na kuchennej wyspie. Zawsze nosi po JEDNEJ rzeczy. Matka siada sobie na kanapie i odpoczywa obserwując zmagania Syna lub wchodząc do internetu w telefonie i nadrabiając blogowe zaległości. Jeśli akurat zakupy robiła na targu, ma pewność, że przed nią minimum kilkanaście minut laby - Syn będzie chodził z każdym ziemniakiem po kolei, z każdą śliwką, jabłkiem, marchewką, cebulką, będzie nosił po kilka gałązek natki pietruszki czy szczypiorku. Pierworodny zadowolony, sprawunki rozpakowane, Matka zregenerowana po spacerze i dotaszczeniu do domu wózka pełnego zakupów. Rodzinna sielanka.
Umiejętności zdobyte w ciągu ostatnich miesięcy to m.in. rozpoznawanie i pokazywanie części ciała, robienie pa, pa z własnej nieprzymuszonej woli, naśladowanie odgłosów zwierząt.
Jeśli chodzi o to pierwsze to Syn potrafi pokazać gdzie ma brzuszek, pępek, głowę, oko, nos, ucho, buzię, rączki, paluszki, pachy, pupę, siusiaka, nogi, stópki i kolanka.
W sprawie robienia pa, pa nastąpił tak duży postęp, że Pierworodny macha rączką co chwilę, gdy ktoś wychodzi z domu, gdy sam wychodzi, gdy się z kimś żegna, gdy oddala się spotkany na spacerze pies, gdy ktoś przypadkowo mijany wsiada do samochodu na parkingu i odjeżdża, gdy lecą napisy końcowe w bajce. Pa, pa jest teraz dobre na każdą okazję.
Odpuściła już sobie Matka to nieszczęsne "Jaki duży jest Synuś?" i nie wie jak teraz zareagowałby na to pytanie.
Z kolei szumnie nazwane "naśladowanie odgłosów zwierząt" sprowadza się do jednego pytania i odpowiedzi:
- Jak robi krowa?
- Mmmm.
Czasem jeszcze, przy odpowiednich okolicznościach przyrody, Syn pokaże jak robi rybka.
Pierworodny ma już na swoim koncie pierwsze dowcipy i drobne kłamstewka. Na przykład na pytanie "Gdzie masz rączki?" długo chował je za plecami i udawał, że nie ma. Urocze to było zwłaszcza, gdy dla wzmocnienia efektu odwracał się do pytającego tyłem. Zastanawiało Matkę skąd wziął pomysł na taki żarcik i olśniło ją, że przecież często podczas ubierania koszulek i sweterków udawała, że łapki Syna zniknęły.
Rozbrajającym pierwszym kłamstewkiem Pierworodnego było wyplucie wody do nocnika kiedy nie mógł zrobić siusiu i udawanie, że to natura zrobiła swoje - kazał bić sobie brawo jak zwykle i wylać wszystko do ubikacji. Na niedowierzania Matki, która widziała jak pluł, zachowywał się jakby mówił: "No przecież zrobiłem siku. Zobacz. O tu. Brawo bij."
Nocnik. Jakoś w lipcu czy sierpniu Matka zaczęła uczyć Syna korzystania z tego ustrojstwa. Bez napinki. Na spokojnie. Na początku przez zabawę. W końcu załapał o co chodzi. Potrafi na zawołanie zrobić siusiu niemal za każdym razem, gdy usiądzie. Nie potrafi jeszcze wstrzymać tego, co powinien, dlatego o odpieluchowaniu na razie nie może być mowy. Trwa teraz nauka informowania o potrzebie skorzystania z nocnika. Niestety, Syn przypomina sobie o "tronie" w momencie, gdy siusiu zrobi. I póki co, nieco paradoksalnie, postęp nas opóźnił. Od tygodnia czy dwóch Syn zaczął wołać o nocnik, ale skoro właśnie zrobił co trzeba do pieluchy, nie mógł powtórzyć tego samego na nocniku. Zniechęcił się do siadania i w dodatku od kilku dni sika na podłogę, nawet gdy nocnik stoi pół metra od niego.
Jadłospis Syna jakoś szczególnie się nie zmienił. Nadal na śniadanie zwykle jada kaszkę mannę. Na kolację jakąś inną kaszkę, zazwyczaj kukurydzianą. Do tego kanapki, z których właściwie wylizuje tylko "obłożenie" a sam chleb zjada okazjonalnie (chyba, że w sklepie, podczas zakupów, łatwo wtedy wyznaczyć trasę Matki, wystarczy kierować się drogą wytyczoną przez okruszki) - Syn uwielbia pasztet domowej roboty i dżemy. A w ogóle to przez cały dzień mógłby naprzemiennie żywić się ogórkami i jabłkami. To niesamowite jakie ilości ogórków może pochłonąć półtoraroczne dziecko. Jeśli chodzi o obiady to generalnie jada to samo co rodzice.
Nadal brudzi się jak nieboskie stworzenie. Za to już mniejszy syf robi wokół siebie. Potrafi obsługiwać takie wynalazki jak łyżka czy widelec, ale uznaje je raczej za fanaberie rodziców i nowomodę. WSZYSTKO o wiele bardziej smakuje jedzone rączką. Wszystko. I tak też głównie jada. Kaszkę, zupę, ziemniaki, kisiel, dżem, pasztet, wszystko.
Wykazuje coraz większą samodzielność, choć nie jest to jeszcze ciesząca się złą sławą samodzielność buntującego się małolata. Potrafi zasugerować Matce, że nie ma ochoty na kalosze, które mu właśnie założyła, kazać je sobie zdjąć, przynieść z przedpokoju półbuty, zanieść kalosze, po czym ponowie wgramolić się Matce na kolana i wystawić stopy do przyodziania w wybrane trzewiki. Matka w szoku robi co każe Syn.
Poza tym Matka wierzy w jakieś nadprzyrodzone moce meteopatyczne Pierworodnego. Gdy każe on sobie ubrać kalosze, na bank będzie pogoda na kalosze, gdy upiera się przy zwykłych butach, na pewno będzie idealna jesienna aura.
Pierworodny boi się lekarzy, gabinetów i zastrzyków. To wynik traumy wywołanej nieszczęsnym pobieraniem krwi. Matka wciąż nie może sobie darować, że do tego dopuściła. Od czasu tamtego badania problemem stała się każda, nawet najbardziej niewinna wizyta w gabinecie lekarskim. Pierworodny nie pozwala się zważyć, dotknąć, a gdy ostatnio pani alergolog chciała go osłuchać, stetoskop, zgodnie z jej poleceniami, przykładał do ciałka Syna Ojciec, zaś Matka tuliła dziecko u siebie na kolanach. Mimo to nie udało się niczego usłyszeć. A prezenty i fanty ofiarowane przez panią doktor w ramach przekupstwa jeszcze przez kilka dni wywoływały w Synu Pierworodnym strach. Na widok gumowej rękawiczki uciekał z pokoju.
Lubi dzikie tłumy i spędy ludzi. Koncerty plenerowe, imprezy typu wesele, zakupy w sobotę na targu. Wtedy jest w swoim żywiole. Obserwuje otoczenie i świetnie się bawi. Coraz częściej też zaczepia obce osoby na ulicy. Dziwnym zbiegiem okoliczności zawsze są to kobiety. Mały czaruś. Jedynym mężczyzną poza Ojcem, który go nie onieśmiela jest Dziadek, Ojciec Ojca - być może wynika to z podobieństwa jednego do drugiego.
Nie wiadomo ile Pierworodny waży i mierzy. Nikt tego nie sprawdza. Zmierzono go w domu raz, na roczek, ale tak się wiercił, że i tak nikt nic nie wie. Nie jest to do niczego potrzebne. Ubrania nosi w rozmiarze 92. Jest nieco wyższy od większości swoich rówieśników. Dosięga już do guzika windy i sam ją przywołuje (co oczywiście budzi w Matce niepokój po pamiętnej samodzielnej przejażdżce Syna). Waży ponad 13 kilogramów - podczas zabawy wszedł na wagę i Ojciec zerknął.
Ma 16 zębów. I nikomu nie spieszy się do tego by wyrastały mu następne.
Nie ma parcia na szkło, co udowodnił podczas castingu do serialu. Nie robi też niczego na zawołanie, przez co większość rodziny jedynie na słowo wierzy (bądź też nie) w kolejne umiejętności Syna.
O! Taki właśnie jest teraz Synek.
Oj, coś Ci liczenie nie wychodzi:))))
OdpowiedzUsuńJeśli Syn urodził się 31 marca, to półtora roku skończył 30 września. Dzisiaj kończy 19 miesięcy i zaczyna 20-ty.:)
O żeż ty! Wychodzi na to, że ja od 3 miesięcy myślę, że mój Syn ma półtora roku. Bo już w sierpniu nakłamałam pani na placu zabaw, że Młody ma 18 miesięcy ;-)
UsuńNie kłamałam z tym, że mam problem z zapamiętaniem wieku własnego dziecka i to już od okresu prenatalnego.
A nie, chwila, już oprzytomniałam i dotarł do mnie tok mojego wczorajszego rozumowania. Wczoraj jeszcze Syn miał 18 miesięcy i 30 dni. Dopiero dziś kończy 19 miesięcy :-) Dlatego zależało mi by dodać notkę jeszcze przed północą, udało się w ostatniej chwili :-)
UsuńUwielbiam ciekawskiego Georga bardziej od mego dziecka. To chyba pochodna mej miłości do Tytusa de Zoo, te same problemy małpy w ludzkim świecie ;) W ogóle bajki ze zwierzętami to podstawa, takoż książki, wreszcie żywe. Moje dziecię wielbi psy i zaczepia podczas spacerów. U nas dopiero 15m, ale poza chodzeniem, zębami i wymiataniem coraz większych porcji jedzenia nie ma jakichś spektakularnych zmian np. mówienia. Czekam na skok półtoraroczny, może wtedy zacznie :)
OdpowiedzUsuńNie chcę łapać za słówka. Jednak lepiej się upewnić. Mam nadzieję, że nie chodziło Ci o to, że wolisz George'a od swojego dziecka??? ;-)
Usuń