czwartek, 11 kwietnia 2013

I cóż że ze Szwecji

Dwa tygodnie temu Ojciec Pierworodnego miał do załatwienia służbowe sprawy w Gdyni i Gdańsku. Zabrał ze sobą Matkę i Syna Pierworodnego, aby sobie pospacerowali. I teraz zagadka: gdzie spacerowali Matka z Synem? Dla podpowiedzi: w ten dzień pizgało jak w Kieleckiem.
a) po Głównym Mieście w Gdańsku,
b) po sopockim molo,
c) po wybrzeżu w Gdyni
... no dobra, bez jaj. Oczywiście, że jak tradycyjna polska rodzina wybrali się na zwiedzanie Ikei.

A teraz wyniki tej wyprawy.
1) Syn Pierworodny w Ikei czuje się jak w domu. W rezultacie, tak jak zaraz po powrocie ze spaceru, uruchamia syrenę alarmową oznaczającą "Natychmiast wyjmij mnie z wózka!". W związku z czym przez cały czas Matka musiała Syna nosić na rękach (11 kilo z hakiem) i jednocześnie pchać wózek coraz bardziej obładowany zakupami. Co jakiś czas zmęczona przysiadała na kolejnej kanapie i z zazdrością patrzyła na wszystkich innych rodziców, których pociechy grzecznie podziwiały otoczenie z wnętrza swych wózków - a miała na kogo patrzeć, bo tak na oko licząc jakieś 90% klientów stanowiły rodziny z dziećmi (pozostałe 10% to kobiety w ciąży) - no chyba że Matka ma już jakiś filtr na oczach, który w krytycznych momentach nie dostrzega tych nieuciśnionych jak ona.

2) Matka z Synem wybrała się do przysklepowej restauracji. Był to pierwszy taki obiad Pierworodnego. Wracając do punktu 1. -  Syn poczuł się jak w domu, z zachwytem i bez skrępowania rozrzucał łososia z warzywami. Budząc oczywiście zainteresowanie wszystkich wokół.

3) Matka zgubiła kartę do bankomatu. Razem z kartą Ikea Family. Zorientowała się dopiero 2 dni później podczas codziennych zakupów. Prawdopodobnie zostały gdzieś przy kasie, kiedy trzymając jedną ręką dziecko drugą zapinała torebkę, pakowała zakupy, łapała to co wyrzucał Syn a nogą przestawiała wózek i jeszcze w międzyczasie odbierała telefon od Ojca, który podjechał na parking.

4) Przypadkiem Matka okradła Ikeę. Dokonała zakupu desek do krojenia. W zabójczo niskiej cenie 9,99 zł. 4 deski za dychę? Grzechem byłoby nie wziąć. Dopiero w domu okazało się, że były ze sobą sklejone dwa opakowania, więc powinna zapłacić dwa razy więcej. Ale pani kasjerka też tego nie zauważyła. I chociaż Matka w zamian zostawiła im swoją kartę to i tak ma wyrzuty sumienia. I do teraz jednego z tych opakowań nie otworzyła.

5) Wypróbował sobie Syn Pierworodny różne zabawki. Wie już, że nie jest jeszcze psychicznie gotowy na zjeżdżalnię. Ale już renifer na biegunach cieszył się chwilowym zafascynowaniem. Spodobało się też Synowi przesuwanie kulek na metalowym stelażu. Ale i tak największą frajdę sprawiła taca w restauracji.

6) Dokonała też Matka zakupu życia. Życia Syna Pierworodnego. Kupiła mu zestaw kubeczków, czy też foremek. Takich do zabawy. Za 6,99 zł. Przypuszczała, że mu przypadną do gustu, bo uwielbia zabawy, w których może coś budować, ustawiać jedno na drugim, a przede wszystkim wrzucać jedno w drugie. Dlatego też po całym mieszkaniu wciąż rozrzucane są jakieś miski, pojemniki, łopatki i łyżki - generalnie jak czegoś Matce w kuchni brakuje to szuka tego wśród zabawek Syna. A teraz Syn ma swoje kubeczki. I miski mogą wrócić na miejsce. Okazało się, że kubeczki są dobre na wszystko. Pierwszego dnia Pierworodny bawił się nimi przez kilka godzin, z przerwami na posiłki. Od razu rozpracował o co w nich chodzi i w jakiej kolejności należy je układać - nie buduje jeszcze wieży tylko wkłada jeden w drugi. Kiedy marudzi w kąpieli dostaje kubeczek - taki z dziurkami w dnie - zafascynowany przelewa sobie wodę zapominając o innych gumowych zwierzątkach czy stateczkach. Kiedy nie chce usiąść na krzesełku do karmienia dostaje kubeczki i problem znika. Grymasi przy kaszce czy obiadku? - dostaje kubeczki i zjada wszystko bez szemrania, ewentualnie do jednego z kubeczków wrzuca jakieś warzywo, potem je wyciąga, znów wkłada i tak w kółko. Płacze przy wsiadaniu do wózka? - kubeczek i jazda na spacer. Nudzi się i Matka widzi w jego oczach, że zaraz zrealizuje jakiś głupi pomysł? - kubeczek, tak na wszelki wypadek.
Gdyby Matka miała pewność, że będą tak działać przez najbliższych kilka lat byłaby gotowa płacić te 6,99 dziennie. Kubeczki zajmują super mało miejsca i można je wszędzie ze sobą zabrać. A zatem powstaje pytanie na cholerę teraz trzymać te metry sześcienne pozostałych gratów Pierworodnego, które coraz szczelniej zapełniają resztki wolnej przestrzeni mieszkania?

7 komentarzy:

  1. moj ma 1,5 i z doswiadczenia polecilabym Ci - nie kupuj w zadnym razie zadnuch reniferkow czy innych koni na biegunach, fascynacja 5 minutowa potem stoi i zagraca!, jesli zdecydujesz ze bujanie jest fajne (a jest- dla dziecka rozwija rownowage , dla mamy - czasem dosc dluga chwila wolnego! hip hip hura)to kup ten prosty, plastikowy, czerwony bujaczek z ikei za 29.99 bodajze. u nas hit od blisko 8 miesiecy.
    a tak wogole tp swietny blog, niemyslalas o fejsbukowaniu go?

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety, brakuje miejsca na cokolwiek bujanego. Pozostaje tylko jeździć raz na jakiś czas do Ikei aby Młody się wyszalał. Albo robić rundkę po znajomych, którzy takich sprzętów się dorobią ;-) Cieszę się, że blog przypadł do gustu. Zapraszam jak najczęściej.

    Fejsbuk powiadasz... pomyślę...

    OdpowiedzUsuń
  3. Magiczne kubeczki... i miski ocalone :) Jeneczki, czy zaopatrzyć się wcześniej? Bo przezorny ubezpieczony, prawda? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pomyśl o fejsbuku koniecznie! Nie ma co odkładać myślenia na później, trzeba działać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Link nie działa Pani! A skoro takie genialne to bym swojej kupiła ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. A u mnie na laptopie działa, z kolei na telefonie też nie. Wejdź sobie na stronę Ikei i poszukaj foremek MULA. Nadal polecam, nadal działają :) Zabieramy je ze sobą wszędzie i każde dziecko, które ma z nimi styczność przeżywa zabawkowy odjazd, taka kubeczkowa nirwanka ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Fakt, na kompie hula. W przyszłym tygodniu napadam ikeę!

    OdpowiedzUsuń