wtorek, 8 października 2013

Drżenie

Patrząc prawdzie w oczy Syn Pierworodny jest dość przeciętnym dzieckiem. Choć w świecie Matki jak najbardziej niezwykłym. Każdy etap jego rozwoju, każda nowa umiejętność, waga, wzrost... wszystko przebiega raczej książkowo. Nic ponad. Nic też z opóźnieniem. Nie chodził mając 8 miesięcy. Wtedy dopiero uczył się siadać. Nie mówi pełnymi zdaniami. Ba, ciężko powiedzieć żeby w ogóle mówił przy użyciu słów pochodzących ze słownika języka polskiego. Nie jest w stanie skupić się nad książeczką dłużej niż 15 sekund jeżeli nie ma w niej pieska lub kotka. Nie interesuje go też, gdy ktoś próbuje mu tę książeczkę przeczytać. Nie potrafi liczyć do 3 jak niektóre jego równolatki. Dopiero od kilku dni robi "pa, pa". Nie powtarza hau-hau, miau, kwa-kwa czy chrum-chrum. Nie jeździ sam na rowerze, wrotkach, rolkach, hulajnodze. Nie koloruje, nie czyta i nie pisze. Za to buduje piękne wieże z klocków, z wielką precyzją potrafi umieszczać nawet maleńkie przedmioty w różnych pudełeczkach, zakamarkach i otworkach. I wspina się jak zawodowy alpinista.
Nie wiadomo jaką to wszystko wróży mu przyszłość. Czy będzie wybitnym architektem czy całkiem przeciętnym murarzem? Może będzie najlepszym uczniem w klasie? A może zawsze będzie jechać na trójkach i naciąganych czwórkach. Może nie zostanie artystą, jak wymarzyła sobie Matka, najlepiej pisarzem albo muzykiem. Może nie będzie też piłkarzem, jak chciałby Ojciec, albo chociaż finansistą. Może będzie kimś wybitnym a może przeciętniakiem nigdy niewybijającym się z tłumu.
To takie banalne, ale każdego dnia Matka myśli o tym, żeby niezależnie od wszystkiego był po prostu szczęśliwym człowiekiem. I każdego dnia drży o tę jego przyszłość. By nawet w tej swojej ewentualnej przeciętności czuł się spełnionym, czuł się na miejscu. I w swej wyjątkowości był szczęśliwy, realizował się i rozwijał. By kochał siebie i świat i by jego kochano. By szanował i był szanowany. By był dobry i było mu dobrze.
Każdego dnia myśli, co jeszcze może zrobić, by tak właśnie było.

12 komentarzy:

  1. Ale cię na refleksje wzięło ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja, w trosce o szczęście i dobro dziewczynek, dobro duchowe przede wszystkim, ale też materialne... bo od kogoś jako wdowa z głodową emeryturą będę musiała ciągnąć kasę na leki, tak więc w trosce o ich dobro postanowiłam wprowadzić zasadę 3xM: Miłość, Muzyka, Matematyka. Póki co realizujemy tylko punkt pierwszy, ale na urodziny Wikula już zamówiłam płyty z dziecięcymi piosenkami i wyjęłam z szafy płyty z Bachem i Mozartem. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcesz z dziewczyn zrobić wybitne pianistki? ;-) a jak się nie uda to rekiny biznesu? ;-)

      Usuń
    2. Nie, nie :) Muzyka po to, żeby matmę dobrze pojęły (wiesz, lewa półkula). Matma po to, żeby na przyzwoitą polibudę się dostały. A polibuda - bo tam będą miały duży wybór kandydatów na męża ;)

      Usuń
    3. :-) Ciekawa jestem jaki byłby plan w przypadku synów. Choć w sumie może być taki sam. Nie dość, że dobry zawód będzie to jeszcze zaradna żona się znajdzie ;-)

      Usuń
  3. Miłość jest cych był będzie dobrze...wiesz że dzieci karmione piersią są bardzo inteligentne...;p...nie ma się co martwić...ale fakt ją czasami też drże .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja byłam karmiona piersią i potem butlą. Czyli jestem półinteligentem? xD

      Usuń
    2. No to czas z tym skończyć, bo będę miała jajko mądrzejsze od kury ;-) Już za łatwo idzie mu przechytrzenie rodziców. Czyżby wysysał ze mnie punkty IQ?

      Usuń
  4. To chyba częste myślenie rodziców, że to co robią wpłynie bezpośredni sposób na szczęście bądź nieszczęście swego dorosłego dziecka. Niestety to nie jest taka prosta zależność. Czasem nadmiarem miłości można dziecko zagłaskać na śmierć. Znam wielu nastolatków (pełnoletnich), którzy po prostu uciekli z domu. Wyprowadzili się, bo mieli dość. Nie byli bici ani poniżani. Byli kochani "za bardzo". Myślę, że najważniejsze w życiu z dzieckiem jest odcięcie się od niego. To może brzmi idiotycznie, ale dopóki nie zaczniemy traktować dziecka jako wolnego człowieka, który kiedyś odejdzie, który ma prawo do przeciwnego zdania do naszego, nie sprawimy, że będzie szczęśliwy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że w tekście nie było niczego o przytłaczaniu miłością... Zresztą swoją miłość inaczej okazuje się półtorarocznemu maluchowi a inaczej nastolatkowi. Na razie jestem w stanie wypowiadać się jedynie o relacjach z maluchem.
      Zdaję sobie sprawę z tego, że zapewne nie będę miała bezpośredniego wpływu na przyszłe decyzje mojego syna. Ale wcale nie chcę mieć. Tekst miał być o tym, że chcę by potrafił sam zdecydować kim chce być i jakim chce być. I by w swych wyborach był szczęśliwy, akceptował siebie i swoje otoczenie. Mam nadzieję, że na to jak będzie postrzegał świat jednak wpływ mam.

      Usuń
  5. wiesz, lepiej bym tego nie ujęła. prawde mówiąc myslę o tym za każdym razem, gdy jestem świadkiem typowej przepychanki pt. "A mój to już...". Moim marzeniem jest, żeby mój syn był dobrym człowiekiem.

    OdpowiedzUsuń