wtorek, 22 października 2013

Nienawidzę karmić piersią! vol.2

Ostatni post powstał  pod wpływem. Pod wpływem chwili rzecz jasna. Bo na wpływ czegoś mocniejszego nie ma co liczyć. Nie zastanawiałam się nad nim zbyt intensywnie. Uznałam po prostu, że już na tyle długo prowadzę blog, że jestem gotowa na pierwszy hejterski komentarz. O dziwo, nie pojawił się żaden takowy - widocznie wciąż za mało popularna jestem ;-) Za to pojawiły się komentarze rozumiejące, współodczuwające i "dobroradzące". Przejęto się moim losem. I to bardzo miłe było.
Tamten post powstał na szybko, przez to nie wszystko, co mnie uwiera pamiętałam wymienić. Dopiero teraz doleję prawdziwą łyżkę dziegciu. Doleję i może wyjdę na totalną egoistkę. Matkę ze skłonnościami patologicznymi. Która w dodatku masochistką jest karmiąc przez półtora roku z hakiem, mimo że za upierdliwe wielce to uważa.

Wiadomo, sen do życia jest potrzebny. Choć większość rodziców co i rusz udowadnia, że to jednak bzdura i że sen jest dla mięczaków. Matka na przykład z powodu pobudek Syna i kilkukrotnego karmienia go spała dziś około 5 godzin będąc w ich trakcie regularnie, systematycznie, dokładnie i z premedytacją kopana we wszystkie członki przez Pierworodnego, który uznał, że własne łóżeczko go nudzi i czas na zdobywanie nowego imperium, czyli łoża małżeńskiego Starych. Mimo to funkcjonuje Matka całkiem nieźle i wystarczyła tylko jedna kawa by postawić ją na nogi. Fakt, bez niej mogłoby być gorzej. Zapowiadało się ciężko, gdy o 7:15 rano Pierworodny biegał roześmiany i z gołym tyłkiem po pokoju i za nic nie chciał usiąść na nocniku a Matka zrezygnowana rzucając się na kanapę wymamrotała tylko: "A szczaj gdzie chcesz, ja idę spać". Pewnie gdyby nie interwencja Ojca, który nie zdążył jeszcze wyjść do pracy, rzeczywiście zapadłaby w sen jak kamień i obudziła się na wiosnę. Zresztą Syn też postarał się o to, by pamiętano, że trzeba zachować czujność i resztki przytomności - po wskoczeniu na Matkę, z tej gołej pupy prosto w twarz jej bąkiem wystrzelił. Taaa, uroczy poranek.
Oprócz snu do prawidłowego funkcjonowania psychicznego na dłuższą metę przydatna też jest zgoda z własnym ciałem. Pomaga w tym odpowiedni strój, także bielizna, brak kompleksów z powodu poszczególnych mankamentów lub też całokształtu, właściwa dieta, która nie tylko pomocna jest w tym, aby o to ciało zadbać, ale też bezpośrednio psychice dobrze robi (tu znów nawiązanie do czekolady). Ważna jest też możliwość samodecydowania o tym ciele.
Takie raczej oczywiste oczywistości. Przynajmniej dla Matki.
I o tym wszystkim już było. O tym Matka napisała ostatnio. O tym, że karmienie piersią jej w tym nie pomaga.
Ale poza wymienionym problemami z akceptacją stanu rzeczy Matka ma też Fanaberie. I o tych Fanaberiach będzie dzisiaj.

2 lata, 3 miesiące i 10 dni. Tyle czasu minęło od ostatniego papieroska. Mmmmm.... To był pierwszy objaw mojej ciąży. Po 8 latach palenia, pierwszego dnia po zajściu w ciążę odrzuciło mnie od papierosów, tak po prostu, nie chciało mi się i już. Od tamtej pory nie zaciągnęłam się ani razu. A teraz... Wiem, że szkodzi. Wiem, że fuj. Wiem, że śmierdzi. W dodatku  na samą myśl o zapaleniu kręci mi się w głowie. Nie daj Boże ktoś odważy się przy Pierworodnym zapalić - oj, ma wtedy ze mną do czynienia. W firmie Ojca pewnie mają mnie za heterę i wrednego babsztyla, bo gdy przychodzę z Synem i widzę, że ktoś jakby nigdy nic papierosa odpala nie bacząc na to, że między nogami dziecko się szwęda, zaraz po kątach rozstawiam. A mimo tego wszystkiego, choć tyle czasu minęło, wciąż mam się za osobę palącą. Chociaż dym mi przeszkadza, chociaż robi mi się niedobrze na samą myśl o paleniu... nie mogę doczekać się tego jednego, małego, wyidealizowanego już papieroska, który urósł już do rangi symbolu. Slima zapalonego w spokoju, z namaszczeniem, powoli, najlepiej do kawki...

... albo do kieliszeczka czerwonego wytrawnego wina. Tak, aktualnie z alkoholi chyba czerwonego wina brakuje mi najbardziej. W pierwszym trymestrze ciąży wciąż chciało mi się wódki. Zimnej, aż gęstej. Najlepiej cytrynowej. Z kieliszka. Bez popitki. Jak ja marzyłam o tej wódce, jak ja marzyłam... No różne zachcianki mają ciężarne, mi zachciało się kielicha. Tym bardziej, że gdzie się z Ojcem nie pojawiliśmy, ten zaraz stawiał flaszkę na stole, oczywiście by uczcić obwieszczenie o mym stanie błogosławionym. A ja patrzyłam tylko o suchym pysku. A nie, przepraszam, wodę przecież piłam, dużo wody... I do toalety po 20 razy dziennie biegałam. W drugim trymestrze przeszło mi z wódką. Zachciało mi się piwa. Stałam się specjalistką od piw bezalkoholowych, już mi uszami wychodziły. Już patrzeć nie mogę na te piwa bezalkoholowe. W trzecim trymestrze zamarzył mi się szampan. I wino czerwone. I to wino do teraz mnie trzyma. Kieliszek. Dwa. A może butelkę? Nie tylko umoczyć dzióbek w czyimś kieliszku, ale rozsmakować się. I mieć gdzieś tam z tyłu głowy świadomość, że nawet gdybym chciała to zaszumieć by mogło... Ale nie ma tej świadomości, nie ma takiej możliwości. A gdy od czasu do czasu, pełna wyrzutów sumienia, sięgnę po jakiegoś 2% Radlera, mając na uwadze to, że przez ostatnie dni Pierworodny dobrze sypiał, więc przede mną jakieś 6 godzin przerwy w karmieniu... na bank się obudzi jak tylko będę przy czwartym łyczku. A przecież nikt mnie nie zastąpi przy jego usypianiu.

I to budzenie się właśnie przeszkadza w powrocie do normalnego życia ludzi dorosłych, do stworzenia ułudy takiego życia. Bo wiadomo, że nie ma szans na spontaniczne wyjście na miasto, na stwierdzenie o godzinie 22:00, że może by tak na piwo wyskoczyć i jeszcze po znajomych zadzwonić. A potem jeszcze o 2 w nocy całe towarzystwo do nas do domu zgarnąć by lodówkę i barek wspólnie spustoszyć. Zapewne już nigdy tak nie będzie. Prędzej spodziewam się, że zrobię Synowi nastoletniemu awanturę za taką akcję niż, że to my z Ojcem jeszcze kiedyś tak się będziemy bawić. Teraz, by gdziekolwiek wyjść trzeba zgrać się z grafikiem pracy Babci i rozkładem PKS, bo Babcia musi przyjechać autobusem z innego miasta. Mniej więcej w trakcie kąpieli Syna mija myślenie o utopijnym wręcz wyjściu do ludzi a zaczynają się włączać obawy. Wyobraźnia niewyluzowanej Matki zaczyna robić swoje. Czy akurat dziś się nie obudzi? Bo gdy się obudzi to jak Babcia miałaby sobie dać radę? Nie nakarmi przecież. A bez tego Młody nie zaśnie. Choć nie wiadomo, bo nigdy nie było okazji by to sprawdzić. Ale świadomość, że przecież ten cholerny "cycuś" to jest to jedyne, czego dziecko oczekuje, gdy się przebudzi, że nikt inny tylko mama jest wtedy ważna, nie pozwala wyluzować. Nie pozwala sobie odpuścić i włączyć myślenia, że przecież z Babcią żadna krzywda mu się nie stanie.
Jak już się uda, jak już się Pierworodnego położy w jego łóżeczku, jak drzwi za sobą zamkniemy, okazuje się, że w kinie nic ciekawego nie grają, znajomym nie pasuje, bo u nich babcia akurat nie mogła, a w ogóle to pada...
I jak już się gdzieś jednak przycupnie, jak pije się to wstrętne, bezalkoholowe piwo, albo zapycha starym popcornem oglądając zupełnie nieśmieszną komedię niby-romantyczną i psiocząc, że bilety do kina takie drogie były, że chociaż inaczej chciałoby się ten czas wykorzystać, ale nie można, bo na sali jeszcze tylko jedna para, ale oczywiście bileter posadził ich tuż obok... i mimo wszystko próbuje się zrelaksować, nie marudzić, nie myśleć... ale nie można, bo wciąż patrzy się na zegarek (Ile już śpi? Nie obudził się? Czy na pewno powiedziałam Mamie, gdzie leży ten zapasowy smoczek?) i na telefon (Jejku, tak długo nas nie ma, chyba już z pół godziny, może dzwonił tylko nie słyszałam? Nie, nie dzwonił. O, ale teraz na pewno! A nie, wydawało mi się. Kurcze, czy tu jest w ogóle zasięg? A ten numer na taksówki to mam dobrze wpisany? Tak w razie czego tylko, bo przecież jak się obudzi, jak Babcia zadzwoni to jechać trzeba będzie szybko...).
I w końcu wraca się zmęczonym bardziej, niż gdy się wychodziło.
I od nowa marzy o kolejnym wyjściu.

27 komentarzy:

  1. Doktor GIMolka radzi po raz drugi: odstaw od cyca, obal flachę, wypal paczkę. Katarsis takie:)) Pisałam Ci ostatnio, że moje córy butelkowe, ale Młodą karmiłam 4 tygodnie, a potem zamknęłam się na balkonie i zrobiłam tak jak Tobie radzę:) I mimo, że na szczawiową nie dotarłam, na imprezkę piszę się zawsze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee, nie chcę całej paczki. Jednego chcę. Świadomości, że w ogóle mogę potrzebuję.
      A wtedy to była botwinka. Szczawiową robiłam 2 dni później. I żałuj, że na tę botwinkę nie dotarłaś, bo mężu stwierdził, że w życiu lepszej nie jadł. Tak się zachwycał, że już się bałam, że czegoś chce albo coś zbroił. Ale nie... chyba naprawdę taka dobra.

      Usuń
  2. Kurde, popieram GIMolkową!
    Z brakiem snu to może nie pomóc (ja nadal nie zaznałam 4 godzin ciągiem...), ale kuuuuuuuuuurde, odstaw! Ja właśnie w weekend zostawiam moich samych i jadę na mocno zakrapiana imprezę. Też tak zrób! Też się bałam co to będzie jak młoda pójdzie do niani (babci, koleżanki, wstaw se tu co chcesz). Ale wiesz co? U niej śpi 3 GODZINY, a ze mną NIGDY powyżej 1! I co Ty na to? ;)
    Chociaż do palenia mogłabyś nie wracać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to baw się dobrze, kochana ;-) Szalej! Ja na razie tylko pozazdroszczę. Do końca listopada na pewno jeszcze utrzymam ten stan rzeczy. Potem idziemy do alergologa na nowe testy. Wtedy zdecyduję co dalej. Problemem jest to, że nie widzę alternatywy - nie wiem co zamiast mleka.

      Usuń
    2. Szefu jest już na tyle duży, że możesz wapno dostarczać inaczej. Poczytasz o suplementacji, jest mnóstwo warzyw bogatych w ten pierwiastek. I ryby! Jeśli się okaże, że młody nie toleruje żadnego MM to też się nie ma co zapłakiwać!

      Usuń
  3. No to ja potwierdzam - pierwszy papierosek po skończonym karmieniu, z kawką na balkonie - i wiesz, że wracasz do życia ;)
    A co do tych wyjść to najlepiej telefon dać chłopu, coby nie kusiło. O wiele bardziej się z wolnego korzysta ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam balkonu :-( Mam gorzej niż myślałam, zawsze pod górkę ;-)

      Rzadko wychodzimy, ale zdarzało się, że robiłam takie eksperymenty - zwykle gdy ubrana byłam tak, że nie miałam gdzie schować telefonu. Chyba już lepiej jak ja trzymam ten mój telefon - wtedy Ojciec się ze mnie nabija, że taka mamuśka jestem i się hamuję. Jak Ojciec dzierży telefon to z kolei on częściej sprawdza czy nie dzwonił i jeszcze do tego ja się co jakiś czas dopytuję czy na pewno sprawdzał.

      Usuń
  4. Zachcianki podobne - spać, jakiegoś miłego alkoholu, wyluzowania, odsapnięcia, towarzystwa - miałam i mam. Co więcej, folguję sobie. Bo dlaczego nie?
    Szukałam linków a propos alkoholu, znalazłam ten http://www.hafija.pl/2013/08/karmienie-piersia-i-alkohol.html, a tu z kolei jest link to tableki, w ktorej sobie mozesz wszystko ladnie poprzeliczac http://www.lalecheleague.org/faq/alcohol.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiscie zamroziło mi tekst i nie mogłam już nic więcej dopisać. A chciałam dopisać, że odpowiedź na pytanie, czy jeszcze chcesz to znosić znasz tylko Ty. Ja tylko chciałam powiedzieć Ci, że jako statystycznie średnio wyluzowana matka (totalnie drętwa w pewnych aspektach, w innych odfajkowany zen), kp nie porzuciłam, a znalazłam złoty środek. Eliminuję czynniki drażniące, nie umartwiam się, robię, co chcę - i chyba dlatego dałam radę tak długo :)
      A z tablek skorzystaj, bo z karmieniem jak z jazdą samochodem. Piłaś, nie jedz, ale podróże można zaplanować i wypič bezpieczną, upragnioną lampkę wina :)

      Usuń
    2. Dlaczego ja od tych dwóch ostatnich tekstów nie zaczęłam prowadzenia blogu? Rewolucja! Jutro winko otwieram :) Pojutrze blog zmienia nazwę na "Matka wyluzowała" :) Coraz cenniejsze te rady czytelników :)

      Usuń
  5. Jest jeszcze jedna wada kamrienia, która mnie właśnie dopadła - nie można praktycznie brać rzadnych leków, na przeziębienie praktycznie tylko apap i syrop z cebuli, żadnych syropów na kaszel, antybiotyk też chyba tylko jeden istnieje (i jesli nie pomoże, to dupa blada).
    Na łyk wina pozwalam sobie, gdy mały zaśnie wieczorem, do dostępnego karmienia mam min. 6h, na kilka łyków wystarczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi lekami to jakoś nie rozpaczam, bo i tak zawsze ich unikałam. Chociaż fakt, czasem jest to upierdliwe.

      Usuń
    2. O, a ja mam zupełnie inne doświadczenia. W kraju bardzo piersiowym (czyli tym, w ktorym mieszkam), zaden lekarz jeszcze nie zawiodl mnie w poszukiwaniu odpowiedniego do cycowania leku. Rzetelna informacja. I normalne leczenie wszelkich przypadlosci. Nie spotkalam sie z sytuacja, kiedy lekarz przepisuje cos i mowi, zeby nie karmic tydzien. Kobiety wikinskie chyba by go zjadly ;))))

      Usuń
    3. Medycyna wciąż idzie do przodu. Może i nasi lekarze kiedyś to zauważą ;-)

      Usuń
    4. Lekarz tez zawsze coś tam znajdzie, ale zwykle jest to słabsze niż dla niekarmiącej (nie można np. pseudoefedryny, więc jest problem z kroplami do nosa) i przede wszystkim musisz najpierw do tego lekarza pójść, zamiast sztachnać się gripeksem, gdy tylko zaczyna cię coś brać.

      Usuń
  6. Hehe...hejterski wpis, a tu hejtu ani widu ani słychu...kochana po prostu masz inteligentne czytelniczki :)))
    Rozumiem twoje dylematy...a co do snu to największa tortura i poświęcenie ze strony matek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie wątpiłam w inteligencję moich czytelniczek. Czytelników również. :)))

      Usuń
  7. podpisuje się pod tym co mamy piszą rękami i nogami. matko wyluzuj! jak masz takie zachcianki, to nie ma co się skręcać, tylko rób sobie przerwę od karmienia piersią, bo co jak co, ale ty musisz być najbardziej wypoczęta i odstresowana:) jak masz chcicę na kieliszek wina, to się napij, wino pobudza krążenie i dobrze działa na serce, a matka musi mieć serce jak dzwon:D co to za problem odciągnąć mleko z piersi i nakarmić dziecko z butelki? u mojego synka stosowałam karmienie mieszane, bo nie wyobrażam sobie wisieć z dzieckiem przy piersi cały czas, a że butelki aventu, mają takie smoczki o kształcie przypominającym pierś mamy, więc jakiś diametralnych zmian mały nie przeżył. a mama też musi czasem mieć wychodne, wtedy tata zostaje w domu i karmi butelką, a mama może z psiapsiólami ruszyć w miasto:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie takie proste. Nie odciągałam mleka od ponad roku. Zresztą cały ten zabieg był dla mnie koszmarem. Poza tym Pierworodny nie jest butelkowy, odkąd ma swój kubek nie pije niczego z butli. A mleka modyfikowanego nie tknie. To by było na tyle. Ale spoko, kieliszek wina mam w planach na dzisiejszy wieczór ;-)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. ojej współczuję:( a może to kwestia laktatora? ja do tych butelek aventowych miałam w zestawie laktator ręczny i nim czasem odciągałam pokarm, nigdy nie było problemów... stąd moja rada:) a zastanawiałaś się, że może to raczej chodzi o to, że mały chce mieć cię blisko, na zawołanie, a pierś to jest dobry pretekst żeby się przytulić do mamy?:)

      Usuń
  8. A ja tam lubię jak moja Kluska budzi się i do cyca chce... nie do taty, którego jak w dzień widzi to by się okichała z radości, ale do mamy, do mamusi swojej;) :) i świadomie z nami w łóżku śpi... ja mogłam z mamą, to dlaczego ona nie ma tych przyjemności dostąpić;) i lubię też jak przy cycu się uspokaja, jak spokojnie zaczyna oddychać, jak sobie mruczy... jej naprawdę jest dobrze! I choć mi tego nie powie- ja wiem, że tak jest! Bo znamy się już całe 7 miesięcy;) z tym spaniem w łóżku, to mówią żeby dziecko odkładać od początku do łóżeczka... moja połówka druga twierdziła, że "Ona tam sama w tym łóżeczku, jak w więzieniu za kratkami leży" więc ją braliśmy... później odkładaliśmy do łóżeczka na siłę, zgodnie z milionem metod i porad z książek i intenetu - nie dała się! Twarda sztuka.... później ni stąd ni zowąd zasnęła sama w łóżeczku. Zmeczyła się i po prostu zasnęła. Później znów. Cycuś - łóżeczko i zasnęła. I znów. I jeszcze raz!!! "Ona już mnie nie kocha! Już nie jestem jej do niczego potrzebna!!" Nie mogłam zasnąć bez jej przytulańców, bez jej gadulenia po swojemu i myziania mojej buzi... Wzięłam ją do łóżka i koniec! I co - nie żąłuję:P A takie uzależnienie od cyca ma kolejną, bardzo ważną (dla mnie) zaletę!!! w dzień idę spać z Kluską :) "... bo ona wtedy lepiej śpi" :P:P:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie miałam potrzeby by spać razem z dzieckiem. Jest wystarczająco blisko, bo rezydujemy w jednej sypialni. Przez pierwszy tydzień dzieliliśmy łóżko we trójkę, potem uznaliśmy, że czas z tym skończyć. Od tamtej pory Młody śpi z nami okazjonalnie, kiedy ma problem z zaśnięciem w swoim wyrku.
      Drzemka w ciągu dnia? Szkoda mi na nią czasu - nawet gdy padam ze zmęczenia to jest to jedyny moment w ciągu dnia, kiedy mogę w spokoju wypić kawę, napisać coś na blog, poczytać książkę czy odmóżdżające pisemko o modzie i urodzie. A poza tym obiad, pranie, kurzu ścieranie... W godzinę sama robię więcej niż przy Pierworodnym przez cały dzień.

      Usuń
    2. Doskonale Cię rozumiem z tym "szkoda mi dnia". Jak ja wieczorami - powinnam iść spać, ale nie idę, bo to jedyne momenty tylko dla mnie/dla nas...

      Usuń
  9. Niedawno zaczęłam cię czytać, ale mnie wciągnęło. Napiszę z doświadczenia matki smyka o 2 miesiace i 6 dni mlodszego od twojego synka. Gdy miał ok 13 miesięcy zlikwidowalam karmienie nocne. Kilka razy próbowałam dać młodemu pić wody, ale wystarczal mu smoczek. Budził się nadal o tych samych porach ale bralismy go do łóżka albo ktos musial posiedzieć pod jego łóżeczkiem az zasnal, z tym ze mlody ma wlasny pokoj. Prawie dwa miesiace temu zrezygnowalam z cyca do zasypiania. Ja wyjechalam na 3 dni a tata nie mial cyca. Po powrocie w ogold się nie dopominal. Z ostrożności nie używam juz koszul w których karmilam. Mlody nie je mleka modyfikowanego. Do kaszki porannej dostaje troche jogurtu, na drugie jogurt i owoce. (jogurty naturalne oczywiscie) kolacje serek bieluch łyżeczką albo z dodatkami na chleb, albo ser żółty w kostkę bądź kefir w kubeczku do popicia. Mozna dawac tez mm w kubeczku do popicia. Moze byc z dodatkiem kakao lub kawy zbozowej. Powodzeniaw odstawianiu od piersi, chyba ze to zrobiłaś, a ja nie doczytałam... to komus innemu moze sie przyda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W nocy już nie karmię. Zostały 2 karmienia na dobę.
      Wszystko pięknie, tylko my nie możemy nabiału. Pisałam już o tym wielokrotnie. Żadnych serków, jogurtów, żółtego sera, kakao... W dodatku, gdy przeprowadzaliśmy próbę z mm, okazało się, że Syn gardzi czy wręcz brzydzi się mleka modyfikowanego. A telewizyjnej reklamy Bebiko w telewizji nawet się bał. Alergolog powiedziała nam, że w takim razie nie ma co próbować mieszanek dostosowanych dla alergików, bo skoro nie chce jeść smacznego mm to śmierdzącego na pewno nie ruszy.

      Usuń