Rusza się. Niby to normalne. Znaczy, że zdrowy. Ale Syn Pierworodny rusza się za dwoje. Albo za troje. Pierworodny rusza się niemal bez przerwy. Podczas zabawy wszędzie go pełno. Ciągle "biega", coś przestawia, wyciąga, zrzuca, goni Kota lub ciągnie go za ogon, gdy Kot nie zdąży zwiać, rączkami sięga coraz wyże,j a paluszki przytrzaskuje w coraz dziwniejszych miejscach. Gdy siedzi u Matki na kolanach, z pozoru nieruchomo, już po chwili okazuje się, że macha sobie nogą, byle tylko się ruszać. Przy posiłkach Matka dziękuje producentowi krzesełek do karmienia za zamontowanie szelek, bo bez nich nie miałaby żadnych szans. Nie zdobyła się jednak (jeszcze) na związanie tych ruchliwych łapek, które czasem specjalnie, a czasem przypadkowo co chwilę strącają jedzenie z łyżeczki. Kiedy Pierworodny śpi na swojej powierzchni 120 x 60 cm, ograniczonej szczebelkami łóżeczka, pokonuje prawdziwe kilometry. Przewijanie to istny test zręcznościowy dla Matki, przechodzi go kilka razy dziennie i zawsze zostaje czymś zaskoczona. Kiedy Syn spotyka się z innymi dziećmi, jego ruchliwość staje się wyjątkowo dostrzegalna. Zwykle wygląda to tak, że współtowarzysz zabawy siedzi i bawi się jedną zabawką, podczas gdy Syn Pierworodny zdąży w tym czasie pięciokrotnie go okrążyć, pobawić się dziesięcioma innymi zabawkami, zwiedzić wszystkie pomieszczenia w miejscu gdzie się znajdujemy, cztery razy przyjść się przytulić i trzy razy wywrócić - to plan minimum, bywa gorzej.
Były już rozważania na temat tego, jakby z tego wszystkiego czerpać zyski i chociażby produkować energię elektryczną. A nuż by starczyło na to ciągłe odkurzanie Matki. Matka próbowała sobie nawet przypomnieć lekcje techniki z podstawówki i zasady działania dynama, ale niestety z marnym skutkiem. Pamięta jedynie, że w tamtych latach na owych lekcjach nabyła umiejętność zrobienia breloczka z drewna i sałatki jarzynowej. W związku z tym energia i ekspresja Syna wciąż marnują się niewykorzystane. Za to jak podrośnie, nauczy się go produkować breloczki z drewna na szeroką skalę - może z tego będą zyski.
Na szczęście jest jeden moment, kiedy Syn Pierworodny się wycisza. Milknie, poważnieje, nabiera dystansu do świata, nie spoufala się z otoczeniem a jedynie cicho obserwuje. Siedzi wtedy spokojnie i kontempluje sobie tylko znane tematy. Ten moment to spacer. Obowiązkowy punkt dziennego rozkładu zajęć, bez którego Matka już dawno by sfiksowała. Są dni kiedy z ulgą spoglądają wszyscy na zegarek - to już ten czas! Ba! są dni kiedy Matka jest gotowa nawet dwa razy ubierać te wszystkie bluzeczki, kurteczki, czapeczki, szaliczki, rękawiczki i tarabanić się z wózkiem i wściekać, że znów z kół leje się błoto. Ale co tam! mogą być zaspy, mogą być kałuże, może padać, może grzmieć. Cisza, spokój, sielanka. I nawet wyjście po zakupy do Biedronki staje się błogosławieństwem.
A Dziecko Harcuje Dalej zaraz po przekroczeniu progu domu...
czytala Krystyna Czubowna ;)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie musisz go wymeldować - może podziała;)
OdpowiedzUsuńAle na obcym terenie też cały czas się rusza, wymeldowanie nic nie da. A niestety nie mogę całą dobę trzymać go w wózku i jeszcze najlepiej na klatce schodowej...
OdpowiedzUsuń