wtorek, 28 maja 2013

Na szczęście bywają i takie dni

Sobota. Przez cały dzień Syn był dzieckiem idealnym. Wstał rano z uśmiechem na ustach i do samego wieczora dobry humor go nie opuszczał. Pięknie zjadał wszystkie posiłki. Nawet na odrobinę mięsa skusił się przy obiedzie i Matka nie musiała tak bardzo przemycać kawałków gulaszu ukrytych w ziemniakach. Poza tym nie darł paszczy o byle co i jak Matka czegoś zabraniała to buntował się (a jakże, w końcu swój rozum ma i charakter indywidualisty też), ale robił to bez histerii i w sposób całkowicie dopuszczalny. O nic się nie obijał, nie przewracał się i nie nabił kolejnego siniaka. Kota zbytnio nie męczył. I tylko raz spadł z kanapy na twarz. Potrafił pół godziny bawić się sam klockami by Matka mogła ogarnąć kuchnię, pasztet przygotować i jeszcze obiad zrobić. A po południu, skoro za oknem ulewa i nici ze spaceru, postanowił uciąć sobie drzemkę. Matka już nie pamięta kiedy spłynęło na nią podobne błogosławieństwo. Niestety, 5 minut po tym jak odłożyła Pierworodnego do łóżeczka jakiś sąsiad postanowił uruchomić wiertarkę. Przez godzinę co jakiś czas świdrował. Do skutku, bo przy ostatnim wierceniu obudził Syna, który nie na żarty wystraszył się dźwięku wiertarki. Roztrzęsiony wtulił się w Matkę i tak zasnęli razem siedząc na kanapie. Spali kolejną godzinę. Matka po przebudzeniu stwierdziła, że nie ma już sensu przenosić dziecka do łóżeczka, bo na bank się przy tym przebudzi a tak za chwilę pewnie samo wstanie. W końcu mijały już 2 godziny snu. A Pierworodny jeśli już w ogóle śpi po południu to zwykle nie dłużej niż 45 minut. Więc tak sobie spokojnie czekała aż Syn się obudzi. Czekała kolejną godzinę, aż Ojciec wrócił z pracy i dźwiękiem otwieranych drzwi Pierworodnego od Matki odkleił. Po 3 godzinach (!) znów wstał w doskonałym nastroju i z energią do zabawy. Przez cały dzień ani razu nie wyrzucił na podłogę całej zawartości żadnej z szafek czy szuflad. Nie zeżarł niczego zakazanego. Nie przewrócił na siebie suszarki do prania, deski do prasowania ani kosza na brudy. Skończył mu się katar. Nie płakał przy myciu się po posiłkach. Niczego nie popsuł i nie zniszczył. Nie dorwał żadnego telefonu, pilota, komputera czy aparatu.
I jeszcze nauczył się pokazywać język. Matka wie, że niby marny to powód do chwały a jednak się cieszy. Syn od samego początku na każdym kroku udowadnia swym rodzicom, że nie jest małpką w cyrku i niczego na zawołanie robić nie będzie. W związku z tym nie pokazuje jaki jest duży, nie robi pa-pa, nie uśmiecha się, gdy się go o to poprosi itd. Wszystko to potrafi, ale robi tylko wtedy, gdy uzna za stosowne. A teraz spodobało mu się, kiedy ktoś mówi "pokaż język" i zadowolony z siebie wywala go jak się patrzy. A Matkę i Ojca duma rozpiera i mają z tego powodu niezły fun.
Dziecko idealne. Matka wyluzowana. Wszyscy zadowoleni.
Można i tak? Cały dzień?
Oby częściej.

9 komentarzy:

  1. No tak myślałam o was w tą sobotę że pewnie macie sielanke:-) :-) bo ja takiego sprzątania po jedzeniu łącznie z przebraniem brudnej od jedzenia pieluchy [a dziecko było ubrane] nigdy nie miałam. A mycie lodówki szafek ściany podłogi i krzesełka w kuchni zajęło mi całą popołudniowa drzemkę :-) :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I niech mi ktoś powie skąd one to wiedzą, no skąd?

      Usuń
  2. Ja się zawsze bałam takich dni :) bo potem okazywało się, że ta grzeczność, długi sen i generalny spokój to była zapowiedź choroby ;/
    Ale na szczęście nie zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Taa, jednak lepiej przeżywać ;-)
      Jak zobaczyłam, że skomentowałaś ten tekst to pomyślałam "jejku, jakieś stare dzieje, kiedy to było?". Sprawdziłam i ku mojemu przerażeniu zaledwie 3 i pół tygodnia temu. A czuję jakby to była jakaś prehistoria :-(

      Usuń
    2. Szyt, widzisz, jakie mam zaległości!

      Usuń
    3. Ale zawsze pojawiasz się tego dnia, w którym o Tobie myślę :-)

      Usuń
    4. Musisz w takim układzie częściej myśleć :P

      Usuń
  4. Do tego samego wniosku doszłam :-D

    OdpowiedzUsuń