niedziela, 12 maja 2013

Wersja demo się skończyła

Niepostrzeżenie opanował sztukę wpadania w czarną rozpacz na zawołanie. Nie jest to już jak dotychczas mała histeria na zasadzie "Będę darł ryja dopóki nie pękną wam bębenki w uszach albo dopóki nie spełnicie moich żądań!". O nie... Nagle wskoczył na znacznie wyższy level. Potrafi w jednym momencie zmienić się ze słodkiego, milusiego i roześmianego bobaska w pełną smutku i rozpaczy kupkę nieszczęścia. Nadal wszystko opiera się na regule "Albo drę japę albo jesteś moim niewolnikiem!" jednak od kilku dni dodatkowo osiąga mistrzostwo w łkaniu, laniu łez jak grochy, rozdzierającym płaczu, zanoszeniu się w spazmach rozpaczy, dzikim wrzasku, pokładaniu się zgiętym wpół na podłodze i szukaniu ukojenia w przywieraniu do paneli. Jest niezwykle przekonujący. Działa poprzez odnoszenie się do ludzkiej empatii przy maksymalnym wykorzystaniu metody "na litość".
Ale nie z Matką te numery. I tak trzeba umyć rączki i buzię po obiadku!

3 komentarze:

  1. No dzieci są w tym mega przekonujące. U nas też działa w tej kwestii pakt rodzice kontra dziecko ;-) płaczące krzyczące bijące i tupiące dziecko ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Noo... dzieci są takie sprytne i cwane. Przy moich pokładach cierpliwości może być u nas krucho... ale to dopiero za jakiś czas ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nio około roku zaczyna się miłość do powierzchni płaskich (podłoga, chodnik, trawa etc. ) na zasadzie będtu leżał dopóki nie dostanę tego czego chcę albo się nie uspokoję, albo dodam jeszcze krzyczenie, wicie się, walenie nogami etc.
    Niestety chyba nie przechodzi prędko, ale co ja tam wiem, mój ma dopiero 19 miesięcy :-)

    OdpowiedzUsuń