Prawie 2 lata temu, z okazji zajścia w ciążę, przyszła Matka dostała od przyszłego Ojca prezent. Trochę liczyła na druzgocąco drogą i obłędnie niepraktyczną biżuterię. Jednak Ojciec postanowił nie dać się banałom i wykazać kreatywnością. Kupił Matce pakiet sześciu sezonów "Dr. House'a" - serialu, który w tamtym czasie polubili. Gdy już Matka opanowała zdziwienie, bardzo się ucieszyła. W ten sposób powstał rytuał wieczornego oglądania House'a. Najpierw z rosnącym brzuchem, później z przerwami na nakarmienie noworodka, podanie smoka niemowlakowi... i tak mijały kolejne sezony. W międzyczasie uzupełnione o ostatnie dwa. Kiedy tylko była okazja, gdy oboje akurat nie zasypiali na stojąco, gdy Pierworodny wykąpany spał już w swoim łóżeczku, często dopiero jedząc obiad o 21:00 a nawet później Matka z Ojcem zasiadali na kanapie i włączali sobie kolejny odcinek. I wczoraj wypadł im ostatni. Nie ma co, trzeba mieć niezłe wyczucie, by przez blisko dwa lata oglądać serial na DVD (czasem częściej, czasem rzadziej) i ostatni odcinek obejrzeć w ten sam dzień, w który nadają go na TVP2. Ba, nawet w tym samym czasie.
Matka oglądała nieco nieprzytomna, bo tego dnia Syn zafundował jej pobudkę o 5 nad ranem (po niecałych 4 godzinach snu przerwanych jeszcze jednym karmieniem). Po obejrzeniu rozmawiają sobie Matka z Ojcem o wrażeniach itp. Matka coś nieprzytomnie powiedziała, Ojciec zaczął się śmiać.
- Kurcze, jestem tak zmęczona, że nie kumam już dowcipów. I to własnych.
A dziś pierwszy wieczór bez House'a. Dziwnie jakoś.
Ach, uwielbiam jego sarkazm. "I keep an extremely clean penis.'" :)
OdpowiedzUsuń