niedziela, 5 maja 2013

Te co skaczą i fruwają...

Fantastyczny majówkowy weekend. Mnóstwo wrażeń i atrakcji. Były spacery i wycieczki, było się w gościach i gości się gościło. A na zakończenie była dziś wyprawa do ZOO. Pierwsza dla Syna Pierworodnego. Widział niedźwiedzia, żubra, wilki, strusie, lamy, papugi, sowy, lemury, surykatki, małpy, orły, kaczki, łabędzie, nutrie, osiołka, konia, kucyki, daniele, muflony, rysie, lamy, żółwie, kozy, owce, kangura... I teraz pytanie za 100 punktów. Co najbardziej podobało się Pierworodnemu?
3 godziny łażenia od zwierzaka do zwierzaka, okazy z całego świata, takie do pogłaskania i nakarmienia oraz groźne drapieżniki, kudłate i pierzaste, spokojne, leniwe i skaczące, rozbiegane... A z tego wszystkiego Pierworodnemu najbardziej spodobała się kura. Normalna kura. Domowa. Smucił się, gdy trzeba było iść dalej. Robił jej "papa". A "papa" nie robi zwykle nawet rodzicom.
Wrażenie zrobiły też na Synu gołębie - identyczne jak te, które codziennie obsrywają Matce parapety oraz mała świnka - ze względu na jej chrumkanie. Jednak największym entuzjazmem cieszyły się - i tu Matka nie jest pewna co do kolejności - wspomniana kura, frytki w barze, huśtawka oraz szyba przy wybiegu dla kangura (sam kangur pozostał niezauważony). Większość zwierząt została potraktowana zdecydowanie obojętnie. Natomiast orzeł i czarny łabędź cieszyły się uwagą Pierworodnego do momentu, gdy były nieruchome. Każde, kiedy się poruszyło, wywołało przerażenie i niemałą histerię. Za to żurawie były świadkami rzeczy, których widzieć nie powinny i przy ich klatce zmieniono dziecku pieluchę.
I to by było na tyle, jeżeli chodzi o relację z pierwszej wycieczki do ZOO.

1 komentarz: