piątek, 24 maja 2013

Z podziękowaniami

Za oknem zbyt szaro-buro, zimno i nijako. W domu zbyt hałaśliwie, męcząco i chaotycznie.
Nie zna życia ten kto nie został brutalnie zbudzony ze snu krótkiego i karmieniem przerywanego, gdy budzik wskazywał godzinę zaczynającą się od 4. Bo Ktoś, wiadomo Kto, orzekł, że czas zacząć nowy dzień. Nie zna ten, kto półprzytomny nie zmieniał o tej porze pieluch, nie gotował kaszki manny, nie darł ryja raz na dziecko, raz na kota. Kto przysypiając przy obiedzie nie widział jakby w zwolnionym tempie jak Syn wysypuje sobie na głowę makaron z sosem bolońskim i nie miał już siły temu zapobiec. Oj nie zna...
Ale właśnie w taki dzień okrutnie wyczerpujący, właśnie podczas takiego obiadu Matka z Synem zdziwieni usłyszeli pukanie do drzwi. Hmm... puka tylko listonosz, wszyscy inni dzwonią. A Matka nienawidzi swojego dzwonka za te przeraźliwe decybele świdrujące w uszach. Listonosz jest na tyle miły, że sam z siebie kiedy zauważył, że rodzina się Matce powiększyła przerzucił się z dzwonienia na pukanie. Pomyślała Matka, że to pewnie paczka z tymi ciuszkami dla Pierworodnego, na które tak się zrujnowała i które jakoś dotrzeć od blisko 2 tygodni nie chciały.
A tu... super-hiper-mega niespodzianka. Matka prezent dostała. Od swojej czytelniczki. Tylko dlatego, że blog jej się podoba i Matka podobno też w porządku jest. I tylko z tego powodu Matka została obdarowana taką oto wyjątkową zakładką do książki.
I z tej okazji Matka zmienia chwilowo zasady funkcjonowania blogu, który na co dzień jest wyłącznie tekstowy. Ale od święta może być i obrazkowy.
 
O, a tak pięknie zakładka była zapakowana.
I nawet krótki liścik był pod kolor dobrany.
 
A tak prezentuje się w Matki kajecie do zapisywania myśli na blog.
Zdjęcia niełatwo było zrobić...
...bo Komuś, wiadomo Komu, bardzo spodobało się opakowanie
 
A teraz Matka zaznacza, że NIE jest to notka sponsorowana. Tylko tak z wdzięczności i wzruszenia  Matka chce Kasię zareklamować. Bo Kaśka ma swoją stronę i takie różne cudeńka sprzedaje o tuuu.
 
Tym pięknym drobiażdżkiem tak Matce nastrój poprawiła, że nawet udało się dotrwać do końca tego szaro-burego i chaotycznego dnia. I kiedy zaraz po tym jak wierzgającego Pierworodnego z sosu pomidorowego wymyła i chcąc się ogarnąć przed spacerem, aby nie było widać, że ledwie 4 godziny spała, stłukła ten nieznośnie drogi fluid Loreala to sobie powtarzała: "A na stole taka ładna zakładka na ciebie czeka". I czyściła Matka tę łazienkę i płynem do demakijażu fugi szorowała, co by znów białe były a nie w kolorze cielisto-beżowym o odcieniu zaszyfrowanym jako N3 i zadowolona z siebie powstała z kolan, odwróciła się i ujrzała Syna w spodniach całych w kolorze cielisto-beżowym w odcieniu N3, który tymiż spodniami załatwił drugą część łazienki. Matka nieprzytomna z niewyspania, zamiast ściągnąć mu szybko te portki, mechanicznie zabrała się za dalsze sprzątanie. W tym czasie Pierworodny ze śmiechem na ustach pobiegł na kanapę. Matka nie będzie już opisywać co było dalej. Grunt, że powtarzanie sobie: "Ale to miłe dostać taką ładną zakładkę tak bezinteresownie" bardzo pomogło nie sfiksować.
A potem już reszta dnia coraz lepsza była. Choć nadal senna. I nawet Ojciec w pracy przy wypisywaniu raportu zasnął chociaż nie był sam a w towarzystwie. Do samej kąpieli nikt za Synem nie nadążał i nie ogarniał w pełni rzeczywistości. Ale oglądanie sobie co jakiś czas zakładki pomagało w poprawie nastroju.
I jeszcze na koniec dnia Matka maila dostała od pewnej znanej drogerii niemieckiej z informacją, że wszystkie kosmetyki do makijażu są teraz przecenione o 40%, więc sobie ten fluid odkupić będzie mogła bez większego bólu serca
 



6 komentarzy:

  1. piękna zakładka. male rzeczy, małe gesty czasem ratują nam życie

    OdpowiedzUsuń
  2. Ajjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj, cieeeeszę się, że się podoba :* I że się na coś przydała ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. :-)
    Pewno, że się podoba. I jak widać nie tylko mi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bałdzo, bałdzo mi miło :) Następnym razem zapodam więcej pudełek ;)

    OdpowiedzUsuń