wtorek, 7 maja 2013

Jeszcze wyżej

I masz Ci los! Stało się. Pierworodny nauczył się wspinać. Umiejętność tę wyrodna Matka tępiła w zarodku od jakiś 2 miesięcy. Dłużej się nie dało. Niestety. Tak, tak, inni rodzice na siłę zachęcają dzieciaki do nowych wyczynów, aby mieć się czym pochwalić przy piaskownicy ("Mój Karolek to już dawno ma za sobą pierwsze kroczki, a na nocniczku to siada od 6 miesiąca...") - a Matka dla własnej wygody potomka swego jedynego tak ogranicza. No cóż, do piaskownicy z nim nie chodzi, nie ma się komu chwalić. Co gorsza, najchętniej ograniczała by dalej. Jednak wczoraj Syn dostał takiej motywacji, że nic już nie mogło powstrzymać go od wdrapania się na kanapę. Aby go czymś zająć na czas przygotowywania kolacji Matka przykazała Ojcu pilnować dziecka wyglądającego przez okno - sposób niezawodny gdy rośnie w domu "mała pierduśnica". Pilnowanie dziecka sprowadziło się do pilnowania by dziecko nie wyrzuciło przez okno zabawkowego telefonu, który trzymało w ręku. Syn jednak Ojca zaskoczył i gdy ten łapał w locie telefon Syn wyrzucił z 3 piętra smoczek. No i się zaczęło. Ojciec na dół po smoczek. W tym czasie Syn przemyślał sprawę: "To tak można? Puszczę i w dół poleci? Muszę to sprawdzić!". Kanapa stoi pod oknem, więc kwestią ułamków sekund było pokonanie jej przez Pierworodnego i wcześniejsze sforsowanie zabezpieczenia w postaci Matki torującej drogę. O ile wchodzenie idzie mu nad wyraz sprawnie, o tyle już schodzenie Matkę i Ojca za każdym razem przyprawia o palpitacje serca. Długo Matka nie chciała do tego dopuścić, ale wygląda na to, że rozpoczął się nowy etap w eksplorowaniu przestrzeni przez Syna Pierworodnego.

Matka czerpie z doświadczeń rodziny i dlatego jest tym tak przerażona. Niedawno rozmawiała przez telefon ze swoim Ojcem:
- A co tam u Siostry?
- Aaa ciężko, nie ogarniamy.
- Co się dzieje?
- Wspina się. Ciągle i na wszystko.
- To chyba normalne. Taki etap.
- Ale chyba nie jest normalnym by roczne dziecko przysuwało sobie krzesło do kuchni, właziło na szafki i żeby je zdejmować z mikrofalówki.
- O kurde.
- Kilka dni temu wyjmowałem ją z umywalki w łazience.
- Ale jak ona tam się znalazła?
- Weszła sobie na toaletę, złapała za kran i się wciągnęła.
- Aha.
- A wczoraj słyszymy płacz. Wbiegamy do pokoju i okazało się, że znów próbowała dosięgnąć tego wielkiego, starego zegara na ścianie, ale noga jej się omsknęła z kanapy. I jak podbiegliśmy to sobie wisiała na zegarze.

Strach Matki o to co się teraz będzie działo jest więc jak najbardziej uzasadniony.

5 komentarzy:

  1. Buahahaha. Popłakałam się ze śmiechu. Widzę ją wiszącą na tym zegarze. Moja ma dopiero 6 miesięcy i z jednej strony jestem przerażona, a z drugiej- nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. lol niezly macie genotyp ;))) siostra wiszaca na zegarze to widok do zapamietania na lata :D

    OdpowiedzUsuń
  3. lol niezly macie genotyp ;))) siostra wiszaca na zegarze to widok do zapamietania na lata :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Widok dziecka dyndającego na zegarze, nawet oczami wyobrazni. - bezcenny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. I wciąż ćwiczy się w swoich niebywałych umiejętnościach wspinaczkowych. Bez problemu już włazi do umywalki bez wspięcia się najpierw na toaletę. Na regale sięgającym od podłogi po sufit doszła już do etapu piątej półki (po czym zawisła z płaczem), ale nie poprzestaje w bojach. Żaden mebel jej nie straszny :)

    OdpowiedzUsuń