niedziela, 17 marca 2013

Diagnoza: wina matki

Jedna wizyta z dzieckiem u lekarza, a tematów na notki co niemiara. O stanie polskiej służby zdrowia pisać już szkoda, inne matki pisały wielokrotnie zgłębiając ten temat od każdej strony. Jak jest wszyscy przecież wiemy. W Matkę uderza inna sprawa, stan mentalności polskiej służby zdrowia. W tym wypadku konkretnie chodzi o podejście lekarza, nie tyle do samego pacjenta w postaci niemowlaka, co do matki reprezentującej tegoż pacjenta.
Matka ma wrażenie, że w oczach lekarza jest z założenia "Matką Złą". Czasem wyrodną, czasem lekkomyślną, czasem nadopiekuńczą. Nieważne. Złą i tyle.

Sytuacja 1 - Pediatra
Matka nie pamięta już dokładnie kiedy, ale chyba gdy Syn Pierworodny miał jakieś 7 tygodni dostał swoją pierwszą kolkę. Matka sama w domu. Dziecko płacze. Ciągle płacze. Matka nie wie co robić. Płacze razem z dzieckiem. Przerażona nie myśli o kolce, bo przecież w szkole rodzenia mówili, że to wieczorami, a jest 13ta. Mija godzina za godziną. W końcu dzwoni do Ojca Syna Pierworodnego, aby zawiózł ją z dzieckiem do przychodni. Ojciec nie może być szybciej niż po godzinie. W rezultacie u pediatry lądują po 5 godzinach takiego płaczu. Pani doktor nawet nie stara się ukrywać, że za 10 minut kończy pracę i nie na rękę jej ta wizyta, bo właśnie zbierała się do wyjścia. Jest opryskliwa. Stwierdza, że to tylko kolka i że trzeba było przyjść wcześniej. Sugeruje Matce, że jest nieodpowiedzialna, czym doprowadza ją do łez. Przepisuje Espumisan, który guzik pomaga. Syn płacze kolejne 4 godziny. W końcu wyczerpany zasypia koło 22ej. Razem 9 godzin płaczu - najdłuższe 9 godzin w życiu Matki.
Następnego dnia znów Matka idzie z dzieckiem do przychodni, tym razem na zaplanowane szczepienie. Pech sprawia, że trafia na tę samą panią doktor. Już na wstępie słyszy, że wczoraj powinna była przyjść wcześniej to dziecko by tak nie cierpiało. Niestety Matce brakuje języka w gębie - na początku macierzyństwa każdą krytykę bierze głęboko do serca - i nawet nie potrafi się odszczeknąć, że przecież wcale pani doktor nie pomogła jej dziecku, nic nie zrobiła, a spotkanie z nią było tylko dla niego dodatkowym stresem. W oczach pani doktor Matka nie potrafi się zatroszczyć o własne dziecko.

Sytuacja 2 - Pediatra - ten sam
Matka podejrzewała, że Syn nie toleruje mleka. Nie umiała powiedzieć czy to alergia, czy skaza białkowa, czy może nietolerancja laktozy. Nawet nie rozróżniała tych terminów. W końcu nie musi się na tym znać. Matka w naiwności swej jeszcze myśli, że od tego są lekarze, by postawić diagnozę, by rozwiać wątpliwości.
Idzie więc Matka z Synem do przychodni, kilka dni po epizodzie kolkowym. Znów trafia na tę samą panią doktor, która tym razem, dla odmiany, daje Matce do zrozumienia, że jest "Matką Nadopiekuńczą". Dziecko ma od 6 tygodni odparzenie na pupie, które mimo bardzo starannej pielęgnacji nie znika - jedyne co chwilowo pomagało to maść antybiotykowa, którą oczywiście można stosować krótko. W związku z tym Matka próbuje dowiedzieć się co ma robić. Dostaje wykład na temat tego, że ponad 90% dzieci przynajmniej raz w życiu ma odparzenie, że nie można sobie tak co chwilę stosować antybiotyku (mimo że nie miała Matka takiego zamiaru), że co sobie myśli, że przecież to małe dziecko itd.
Pani doktor ma też nieznośną tendencję do uogólniania i widzenia w jednej zahukanej Matce całej matczynej społeczności. I za każdym razem Matce obrywa się za wszystkie matki z jakimi pani doktor miała do czynienia.
Matka próbuje się przebić, zwrócić pani doktor uwagę na inne niepokojące objawy, mówi że to chyba jakaś nietolerancja laktozy albo coś w tym stylu. Tu z kolei po zdaniu "Proszę nie wymyślać chorób u zdrowego dziecka" dostaje wykład na temat tego, że ma Matka wyjść z internetu. Bo my matki naczytamy się a potem wszystkie choroby u własnego dziecka widzimy. I że ona sama będąc na studiach (a było to jakieś 40 lat temu - przyp. red.) czytając podręczniki wszystko zdążyła u siebie zdiagnozować. Akurat Matka, jeszcze będąc w ciąży powzięła decyzję, że nie będzie czerpać wiedzy medycznej z internetu, zwłaszcza z for, na których najpierw zostanie się zbluzganą, a potem dowie się o chorobach wyjątkowo paskudnych i przewlekłych, nawet jeżeli szuka się informacji tylko o katarze. Ale pani doktor o tym nie wie. Bo Matce znów brakuje języka w gębie. W oczach pani doktor Matka jest nadopiekuńcza.

Sytuacja 3 - alergolog
Przedwczoraj miał Syn Pierworodny kolejną wizytę u specjalisty w sprawie swojej alergii, której nie można do tej pory zdiagnozować. Padło pytanie: "Karmi pani piersią?". "Tak, ale chciałabym już powoli go odstawiać. Chyba że będzie to konieczne, mogę wytrzymać jeszcze pół roku". "Ale dlaczego chce pani odstawiać? Wraca pani do pracy?". "Nie". "Czy są jakieś komplikacje?". "Nie, po prostu jest to dla mnie już bardzo męczące". "A więc to nie są żadne komplikacje!". I tu wykład sugerujący, że chyba nie zdaje sobie Matka sprawy z tego, że karmienie piersią jest dla jej dziecka najlepsze, zwłaszcza w tej sytuacji, że jest Matka wyrodna i wygodnicka i coś w ten deseń (takie słowa oczywiście nie padły, ale były w domyśle). Usłyszała też Matka "To, że dla pani jest to męczące to nie jest ŻADEN powód do odstawienia". Matka zamiast się odszczeknąć zaczęła się tłumaczyć... "ale on mnie gryzie. Od 10 miesięcy ciągle jestem na diecie bezmlecznej. I cały czas chudnę". Nie zrobiło to na pani alergolog szczególnego wrażenia. W jej oczach Matka i tak będzie wyrodna.

Wniosek? Dobrze się czujesz w roli matki? Idź z dzieckiem do lekarza. Przejdzie Ci.

8 komentarzy:

  1. Mam ostatnio niecny plan odstrzelenia co lepszych lekarzy i położnych. Salowe też biorę pod uwagę - one, jak wiadomo, bywają również ważne jak ordynatorzy, ba! czasem ważniejsze!
    Tworzę już nie białą czy czarną listę takich pracowników służby zdrowia. To będzie lista w kropki, znaczące kropki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiszę Ci jedną pielęgniarkę noworodkową, jedną salową i kilku lekarzy. Położnych będę bronić własną piersią, karmiącą.

      Usuń
  2. Taaaaaaaaaa, skąd ja to znam... Jak mi już język do gęby wrócił, to dziecko było po serii zastrzyków, po których ryczałyśmy obie, a które g* pomogły. Ale, jak już ten język odzyskałam, to się do pani doktor przeszłam. Powiedziałam co myślę, I zmieniłam przychodnię, uprzednio odpowiedni wywiad zrobiwszy.
    I w dupie (za przeproszeniem, chociaż to odpowiednie słowa tutaj) miej te ich "powinna Pani". Mi mówiło babsko minimum 1,5 roku na cycku. Twoje cycki, Twoje zdrowie, Twoja sprawa. Moja się sama odcyckowała w 9tym miesiącu. I nie widzę, żeby jakoś się jej pogorszyło od tego czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam podobny zamiar, w końcu zrezygnowałam. Teraz w rejestracji w przychodni pytam kiedy nie ma dr. W... i na ten dzień zapisuję Młodego. Co ciekawe nikogo to nie dziwi, panie w rejestracji kiwają głowami ze zrozumieniem. Ale jak z mężem zdążyliśmy się zorientować podczas szczepień nawet pielęgniarki robią głupie miny jak pani doktor nie patrzy, a na korytarzu potrafią podejść do takiego małego pacjenta jak Syn Pierworodny i na uszko mu powiedzieć tak żeby mama słyszała i nabrała otuchy: "A co ona tam wie". Zabawne, ale nienormalne.

      Usuń
  3. Bo lekarz jak ksiądz - "autorytet" nie do ruszenia. Że niby człowiek wykształcony i w ogóle... całe wykształcenie idzie do kosza gdy jest się zarozumiałym nadętym bobkiem! ;]

    OdpowiedzUsuń
  4. Ad. sytuacji 3: bylam dzis u pediatry, przy okazji z tym, co malemu wyskoczylo na buzce i przez co ja od 3 tygodni jestem na diecie bezmlecznej. A lekarka na to: prosze powoli dopuszczac do siebie mysl, ze maly przejdzie na mm, bo na takiej diecie tylko pani sie oslabi, bardzuej schudnie (w tej chwili 51kg, wiec juz wiele mi nie zostalo), a jesli do tego maldmu swinstwo z buzi nie zejdzie, to nie bedzie sensu sie meczyc.
    Az zaczelam sie bronic ;-) ja, ktora przy pierwszym dziecku uznalam butelke za najwieksze odkrycie ludzkosci

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie kazała mi karmić przez najbliższe 3 miesiące, potem ten szpital, o którym wcześniej pisałam i kolejne dociekanie co mu jest. O ile przestrzegam diety Młodemu nic nie jest, znikają zmiany na skórze i wszelkie dolegliwości, nigdy nie chorował, więc sens widzę w tym karmieniu. A co do chudnięcia... ważę trochę więcej od Ciebie, ale przy moim wzroście i tak daje to już niedowagę, więc też niewiele już mi zostało.

      Usuń